Keisuke Honda obecnego sezonu nie może zaliczyć do udanych pod względem indywidualnym. Japończyk rozegrał w Milanie tylko 8 meczów i łącznie uzbierał raptem 131 minut spędzonych na boisku. Wczoraj jednak miał powody do zadowolenia. Pojawił się na San Siro na pół godziny w starciu z Bologną i strzelił jedną z bramek uderzeniem bezpośrednio z rzutu wolnego. Portal MilanNews przytacza, że był to pierwszy gol Azjaty po 461 dniach przerwy. Poprzednio Honda trafił do siatki 14 lutego 2016 roku w ligowym pojedynku na San Siro z Genoą. Dla 30-latka gol z Bologną był jednocześnie pożegnalnym z mediolańskim stadionem, gdyż umowa tego piłkarza z zespołem rossonerich wygasa 30 czerwca i nie ma mowy o jej przedłużeniu.
A tak na poważnie to niektórym liczą kilkaset minut bez gola, ale nie dni. Choć z drugiej strony Japończyk przez te półtora roku nie wiele tych minut złapał.
Widzę, że regularny brak Hondy wielu przyćmił to jakim był przeciętniakiem. I nie biadolcie, że nie grywał na swojej pozycji, bo grał tam także. Fakt, że przez te lata przegrywał rywalizację z takimi kozakami jak Niang, Ocampos czy podstarzały Robinho świadczy, że na prawdę odstawał. Nie zgrywajcie mądrzejszych od trenerów, bo było ich kilku, a u żadnego nic nie pokazał. Na prawdę każdy by był taki głupi żeby trzymać na ławce gwiazdę Serie A? Być może gdyby grał w lepszym zespole grającym 4-2-3-1 z nim na trequa to by mu szło dobrze. Ale piłka to nie koncert życzeń.
Ale nie da się żywić do niego urazy. Starał się, czasami otwarcie coś powiedział o sytuacji w klubie, nie sprawiał problemów. Jego transfer też był dobrym posunięciem, bo wiele klubów go chciało, a wybrał nas. A że nie wypalił, cóż zdarza się.