Obecny sezon w wykonaniu Mattii Caldary to pasmo nieustannych problemów. Piłkarz doznał w nim już trzech kontuzji, z czego każda kolejna była poważniejsza od poprzedniej. Co istotne, wszystkie kłopoty zdrowotne Włocha dotyczyły różnych części ciała. Najpierw - na przełomie września i października - gracz przez miesiąc leczył uraz pachwiny. Gdy się z nim uporał, to na przeszkodzie stanęła ma kontuzja łydki i ścięgna Achillesa, przez co był wyłączony z treningów na cztery kolejne miesiące. W marcu Caldara był już powoływany do kadry meczowej i trenował na pełnych obrotach, a pod koniec kwietnia wrócił do gry w spotkaniu Pucharu Włoch z Lazio. Niestety - 2 maja podczas treningu padł na murawę po przypadkowym starciu jednym z kolegów drużyny i zerwał więzadła krzyżowe w kolanie, przez co na murawie ujrzymy go najwcześniej jesienią tego roku.
Może tu chodzi o czynnik genetyczny albo pech.
Gość jest po prostu pechowy i tyle, zakładam, że idiotyczne treningi i zajeżdżanie piłkarzy na co dzień przez partacza a w dodatku ostatnie "zgrupowanie" gdzie ich już rozjedzie do końca miały ogromny wpływ na tą kontuzję. Zobaczycie w następnym meczu połowa składu nie będzie mogła biegać.
Kibice Milanu osiągają ostatnio Himalaje absurdu, naprawdę. Życzmy Matii powrotu do zdrowia i nie szukajmy problemów tam gdzie ich nie ma.
absurd goni absurd