Dokładnie 15 lat temu, 25 maja 2005 roku, odbył się jeden z najbardziej niesamowitych finałów Ligi Mistrzów. Niestety jego koniec nie był szczęśliwy dla Milanu. Tę historię zna chyba każdy fan futbolu. 3:0 do przerwy, 3:3, Shevchenko, Dudek itd. W Stambule Rossoneri myśleli, że mają już zwycięstwo w garści, ale Liverpool pokazał im, że zawsze należy grać do końca. Po paradach Jerzego Dudka prawie wszyscy polscy kibice wpadli w euforię. Wszyscy poza kibicami Milanu...
Gol w 1. minucie finału LM strzelony przez kapitana (i mojego ulubionego piłkarza) i chyba wtedy był to najstarszy strzelec gola w historii finałów LM. To było takie piękne 'in your face' dla wszystkich, którzy nazywali Milan już domem starców :)
Szkoda, że 2h później nie było już powodów do euforii.
Ale z upływem czasu coraz bardziej uświadamiałem sobie, że tą bramkę pamiętam najbardziej!
Tak poza tym:
- karny na 3:3 był z dupy
- podanie Kaki do Crespo przy golu na 3:0 to istna poezja.
- z perspektywy czasu taki comeback to w sumie nic szczególnego. To była raczej kwestia wagi spotkania, która sprawiła, że to jest wciąż niezapomniane spotkanie. Według mnie finał 98/99 lub ME 2000 spokojnie może się równać dramaturgią z tym spotkaniem.
W sumie, dzięki Panu Dudkowi tu jestem
Dida-Cafu, Stam, Nesta, Maldini-Gattuso, Pirlo, Seedorf, Kaka-Szewczenko,Crespo
Z ławki Serginho, Rui Costa i Tomasson
To była drużyna...
Dudek czynił cuda, a po sezonie wysłali go na ławkę.