Niekwestionowana gwiazda Milanu w zakończonym sezonie Mike Maignan udzielił wywiadu dla La Gazzetta dello Sport. Pierwsze z zadanych pytań dotyczyło wygranego 19. scudetto. Oto co miał do powiedzenia Francuz: "Na początku była chęć spróbowania. Później mieliśmy mniej pozytywny okres, w którym prawie spanikowaliśmy. Ale porozmawialiśmy i wróciliśmy do ciężkiej pracy, mówiąc sobie, że to jeszcze nie koniec, wciąż jest wiele meczów do rozegrania. W kwietniu, kiedy Inter przegrał z Bologną zrozumieliśmy, że dla nich to już koniec, ponieważ teraz byliśmy skupieni już tylko na sobie. Przegrana w Pucharze Włoch z Interem 0:3 bardzo nas zmotywowała, bo mieliśmy nóż w zębach".
O relacjach z trenerem Piolim: "Czy dużo rozmawiamy? Na początku robiłem to z konieczności, bo to co robił Galtier w Lille było zupełnie inne. Rozmawiałem z trenerem, aby lepiej radzić sobie w pewnych sytuacjach. Dał mi wiele rad pod względem taktycznym, ale czasami proponuję mu różne pomysły i alternatywy. Fajne jest to, że można swobodnie porozmawiać z Piolim".
O współpracy pod okiem Didy: "Fakt, że Dida jest trenerem bramkarzy był dodatkowym bodźcem, bowiem wiedziałem, że praca u jego boku pozwoli mi się poprawić. Był jednym z najlepszych na świecie. Z technicznego i fizycznego punktu widzenia jesteśmy do siebie podobni, a to jest pomocne". "Kiedy go spotkałem pierwszy raz, zdałem sobie sprawę, że jest także skromną osobą, kochającą swoją pracę i pasjonująca się piłką nożną. Tak jak ja. Moja najbardziej zapamiętana interwencja w zakończonym sezonie? Powiedziałbym, że ta po strzale Luperto w meczu z Empoli na San Siro. Wcześniej rozmawialiśmy z Didą o tego rodzaju interwencjach, ale nasze zdanie było odmienne. Ale potem zastosowałem dokładnie jego rady i udało mi się obronić ten strzał. To rezultat naszej współpracy".
O zastąpieniu Gianluigiego Donnarummy: "Nigdy nie odczuwałem z tego powodu żadnego stresu, ponieważ moim celem nigdy nie było zajęcie miejsca Gigio, ale sprawienie, by o nim zapomniano. Przyjechałem do Milanu aby ciężko pracować i grać w piłkę. Potem, gdy praca jest wykonywana solidnie, czerpiesz z niej korzyści. Oczywiście wiedziałem, że nie zostanę wybuczany, ale w Milanie od razu poczułem się jak w domu, wsparcie kibiców jest niesamowite".
O kontuzji: "Głównie byłem tym sfrustrowany. Trudno było mi się z tym pogodzić. Zagrałem siedem meczów z kontuzją ręki i nie chciałem robić sobie przerwy, rezygnować z gry. Wolałem zastrzyki i różnego rodzaju maści, trenowałem tylko w przeddzień meczów. Po pewnym czasie ból jednak nie ustępował i zdałem sobie sprawę, że muszę o siebie zadbać. Specjalista, który śledził mój stan zdrowia w Milanie wyjaśnił, że ryzykowałem roczną przerwę. Przeszedłem więc operację, ale zrobiłem wszystko, aby wrócić jak najszybciej do gry. Siedzenie w domu, nie robienie niczego nie jest dla mnie, mam zbyt wiele celów. Więc wróciłem do gry po sześciu tygodniach, zamiast dziesięciu".
O Zlatanie Ibrahimoviciu i idolach: "Nigdy nie miałem żadnego idola. Ale znam wszystkich świetnych bramkarzy. Cenię Neuera, ale w moim pokoju jak byłem dzieckiem miałem plakaty Zidane'a, Ronaldinho, Gerrarda, Eto'o, a nawet Ibrahimovica". "Zlatan pochwalił moje mistrzostwo z Lille, ale wyjaśnił, że we Włoszech to zupełnie inna bajka, że w Milanie jest większa presja. Ibrahimović jest przykładem dla każdego. Podobnie jak ja, zacisnął zęby, żeby osiągnąć cel, tak jak obiecał. Mam nadzieję, że wkrótce do nas wróci".
O rasizmie we włoskim futbolu (biorąc pod uwagę, że Maignan i Tomori byli celem rasistowskich okrzyków po meczu z Cagliari): "To trwa od lat i nie będę ostatnim. Mam to szczęście, że jestem naprawdę wspierany przez Milan, ale są instytucje we Włoszech i w Europie, które nie przejmują się karaniem winnych. Samo narzekanie już nie wystarcza. To od nas, zawodników zależy, czy coś z tym zrobimy".
Jedzie po całości xD
Nie dość, że jego własna kariera nieco przystopowała, to jeszcze następca okazał się lepszy i w Mediolanie faktycznie nikt już o ex bramkarzu nie pamięta. Ego po tym ucierpiało.
To nie mentalność trochę taka polska (przynajmniej w Polsce bardzo możni to widać), że cieszysz się z czyjejś przegranej i boli cie czyiś sukces.
Owszem, dostał angaż bez problemu, ale okazało się, że wcale nie jest taki niezbędny, a w nowym środowisku jest tylko jednym z wielu. Chłopak mógł zostać legendą klubu z wielką historią, a przez pazerność szansa ta przepadła.
Na bank to go zakuło, bo jestem przekonany, że nie spodziewał się tak solidnego następcy, który przyćmi jego dokonania.
Nie ma znaczenia czy Polak czy Włoch, każdy z nas ma w naturze chęć rywalizacji i każdy jak jeden mąż lubi poczucie, że jest w czymś najlepszy. Kiedy to poczucie zostaje podkopane, to zwyczajnie źle się wtedy czujemy.
To Majkowi wyszło nader dobrze :)