W listopadzie Milan rozegra jeszcze trzy mecze na San Siro - w Lidze Mistrzów z Salzburgiem oraz w Serie A ze Spezią i z Fiorentiną. Na spotkania z dwoma pierwszymi rywalami zostały w sprzedaży już tylko ostatnie, pojedyncze sztuki biletów. Stuprocentowa frekwencja zapowiada się także na pojedynku z Violą, który będzie stanowił pożegnanie z ekipą rossonerich na półtora miesiąca przerwy mundialowej.
Odkąd z początkiem kwietnia zniesiono wszelkie obostrzenia dotyczące frekwencji, mniej niż 70 tysięcy osób pojawiło się na domowym meczu Milanu tylko w pierwszym spotkaniu z Bologną, które rozegrane zostało 4 kwietnia. Od kolejnego pojedynku z Genoą (15 kwietnia) aż do teraz zawsze na stadionie pojawia się minimum 70 tysięcy kibiców.
Poprzedni sezon mistrzowski, 10/11 - 53 tys., rok wcześniej w sezonie 09/10 - 43 tys.
I tak to się buja. W tym sezonie mamy duże obłożenie, bo jesteśmy świeżo po mistrzostwie i przerwie covidowej, gdzie ludzie nie mogli odwiedzać stadionów. Do tego, jak informowano przed sezonem, zarząd obniżył ceny karnetów, właśnie po to, by zapełnić stadion. Ale obniżki nie będzie co roku, to ewenement, by wykorzystać mistrzostwo. Od przyszłego sezonu średnia frekwencja znów spadnie w okolice 45-55 tys., a stadion będzie się zapełniał tylko na szlagiery ligowe i europejskie. Czy warto dla +/- 10 meczów w sezonie dokładać ze 300-400 milionów do kosztów budowy nowego obiektu? No nie za bardzo.