Jest drużyna w białych koszulkach, która wygrywa finały, ale nie jest to Milan Berlusconiego. Milan Berlusconiego już nie istnieje i jest to wyraźny sygnał: piłkarze z rękami założonymi z tyłu czekający na ceremonię wręczenia nagród. Czekają, aż Bologna zakończy świętowanie. Środowy finał Pucharu Włoch jest okropnym podsumowaniem okropnego sezonu. Katastrofalnego pod względem wyników, a może nawet bardziej, pod względem wrażeń. Ósme miejsce w Serie A, odpadnięcie w barażach Ligi Mistrzów, a potem przegrany finał Pucharu Włoch. W takim kontekście Superpuchar Włoch zdobyty w styczniu nie znaczy prawie nic. Aby zakwalifikować się do Europy w przyszłym sezonie, Milan będzie musiał wygrać dwa ostatnie ligowe mecze. Wówczas prawdopodobnie doprowadziłoby to do smutnego zakwalifikowania się do Ligi Konferencji, z której wielu kibiców wolałoby zrezygnować, aby móc skupić się tylko na lidze. Tak jak Napoli robi to przez ostatnie dziewięć miesięcy z Antonio Conte na ławce. Jest tylko problem: Antonio Conte nie będzie trenerem Milanu.
Finał pokazał najgorsze oblicze Milanu, który w ostatnim miesiącu odnalazł sens swojego życia i egzystencji boiskowej. Gdy nadszedł jednak decydujący moment: Milan zniknął. Oddał tylko dwa celne strzały na bramkę rywala. Reijnders i Pulisic nie zaprezentowali nic szczególnego, niewiele pokazał również Leão, który co prawda mecz zaczął dobrze, ale później zgasł. Kibice pod koniec meczu dopingowali z mniejszym przekonaniem niż zwykle i opuszczali stadion przed końcowym gwizdkiem, choć nie trzeba było czekać do ostatniej sceny, żeby zrozumieć, że już dawno odcięli się od tego Milanu, od Furlaniego, Ibrahimovicia i Moncady. Kto wie, czy Gerry Cardinale widział to wszystko w Nowym Jorku, Londynie czy innym jego domu na świecie.
Milan dotarł tu z parabolą, która rozpoczęła się w sierpniu: raz dobrze, raz tak sobie, raz źle. Jasnym obrazem pozostanie zapewne przerwa na chłodzenie, której "bohaterami" byli Theo i Leão. Symbol klubu bez jasnych zasad. Paradoksalnie, Milan dopiero niedawno odnalazł minimum ciągłości, choć nie było to przekonujące, bo nie było widocznej ścieżki, a nawet drużyny w formacji. Jak zwykle, widać tylko kilka wyraźnych indywidualności, kilku graczy o międzynarodowej wartości (zawsze Reijnders i Pulisic, zazwyczaj Fofana oraz Theo i Leao – tylko wtedy, gdy są w formie), ale nigdy nie widać grupy, która tworzyłaby całość.
Niepowodzenie misji Sérgio Conceição, który jest mniej winny niż wielu innych, widać tutaj: poprawił fazę defensywną, ale Milan atakuje gorzej niż jesienią i nigdy nie jest drużyną dominującą. Sérgio odejdzie, o ile nie nastąpią jakieś nieoczekiwane scenariusze, które wydają się zupełnie niemożliwe, a wraz z nim odejdą inni. João Félix, zupełnie chybiony styczniowy transfer. Prawie na pewno Kyle Walker, z którym nie narodziła się żadna rewolucja. Najprawdopodobniej co najmniej jeden z dwójki Theo – Maignan, którzy powinni być liderami zespołu i dlatego mają więcej zadań niż inni. Kolejno: Thiaw lub Tomori, ponieważ potrzebny jest nowy, jakościowy zawodnik w obronie. Kto wie, co się stanie z Rafaelem Leão (zadecydują spływające oferty, których obecnie nie ma). Wystąpią z pewnością inne nieprzewidywalne kwestie podczas letniego mercato.
Ale klucz nie leży w tym miejscu. Kluczem jest reorganizacja AC Milan, ponieważ Milan nie działa i Giorgio Furlani jako dyrektor generalny musi znaleźć rozwiązanie (osobiście lub ze Zlatanem Ibrahimoviciem). Teraz to on jest głównym rozgrywającym. Czy zdecyduje się na zmianę procesu decyzyjnego, zmieni sposób zarządzania szatnią, podejmie trudne i być może niepopularne decyzje? Na razie nie jest to jasne. Należałoby zainwestować, ale przede wszystkim wyposażyć Milan w mentalność zwycięzcy, w drużynę, która wygrywa finały z Juventusem i Liverpoolem, a nie przegrywa – z całym szacunkiem – z Bologną. Logika podpowiadałaby, że trzeba zacząć od mianowania dyrektora sportowego, a logicznym wyborem jest Igli Tare, który był obecny w środę na trybunach Stadio Olimpico. I tak Milan czeka i czeka, nie zdając sobie sprawy, ile to wszystko potrwa…
Leao, Mike, Puli,Theo, Tijani sprzedać.
A za 20 mln kupią reprezentację Trinitad i Tobago
Kasa się zgadza i jeszcze większ kadra.
Paolo bierz szejka i wykop te Burdel Kingi
gdyby go było stać, wziąłby klub sam jak Romek Chelsea i byłby panem i władcą, my mamy do czynienia z funduszem, a w funduszach przep*****la się pieniądze innych
"BREAKING: Theo Hernández has offered himself to Real Madrid, reports Marca!
But, he is NOT the priority."
:)
wyżej stawiają gościa z Benfici, Grimaldo czy Guttiereza z Girony (też wychowanek Realu)
A jednym z tych nazwisk jest Reijnders.
Zgadza się, niemniej jednak Za Elliott było znacznie lepiej, mimo iż też jest to fundusz. Nie tylko zależało im na uporządkowaniu finansów, zwiększenie przychodów z marketingu, ale również zależało im na przywróceniu Milanu na czołowe miejsce. Elliott ogarnął finanse i budował zespół który sięgnął po Scudetto, który regularnie grał w LM i dotarł do półfinału bo był odpowiednio zarządzany. Przede wszystkim na stanowiskach byli ludzie kompetentni, którym zależało aby Milan odbudować. Sukcesy zwiększają wartość i Elliott to rozumiał. RedBird z Cardinale mają to w dupie. Dla nich liczą się tylko cyferki w exelu. Dopóki klub przynosi im zyski (głównie za sprawą Elliottu) to będą się kurczowo go trzymać. Posprzedają najbardziej wartościowych piłkarzy, zgarną trochę kasy dla siebie, reszte zainwestują w Emersonów...a jak klub zacznie przynosić straty to kopną do dupy i sprzedadzą byle komu, byleby hajs zgarnąć. Nie bez powodu Maldini został zwolniony, miał całkowicie inną wizję budowy Milanu niż Cardinale. Dałbym sobie rękę uciąć że Tonali do tej pory grałby w Milanie. Takich zawodników jak Reijnders czy Pulisic też by ściągnął ale oszczędziłby nam np takiego Loftusa, Felixa czy Emersona. Oczywiście Maldini też miał swoje za uszami, ale z perspektywy czasu to taki transfer De Ketelaere był dobrym ruchem, tyle że nie dano mu szansy na kolejny sezon (gdzie w Atalancie się odpalił). Cardinale i spółka mają w dupie dobro klubu. Byleby cyferki się zgadzały. Wiadomo że lepiej by klub przejął ktoś taki kim był Berlusconi, kim nawet jest Al-Khelaïfi dla PSG, a nie typowy fundusz, ale nawet jeśli miałby to być fundusz, to Elliott pokazał że można działać i dla dobra klubu, jak i dla dobra finansów.
Top: Pulisic, Reijnders
Ok: Gimenez, Fofana, Jović, Abraham, Sportiello, Jimenez
Flop: Musah, Chukwueze, RLC, Okafor, Terraciano, Pellegrino, Romero, Pavlović, Royal, Morata, Bondo, Felix, Sottil, Walker
Do tego zatrudnienie dwóch trenerów, którzy kompletnie się nie sprawdzili i wzmacnianie bezpośrednich rywali w walce o LM/puchary. Szybkie porównanie graczy, których oddaliśmy z tymi, których sprowadziliśmy/zatrzymaliśmy:
Calabria > Royal
Pobega i Adli > Musah i RLC
Saelemaekers > Jimenez
Kalulu > Pavlović
Naprawdę nie potrzeba było wielkich zmian, żeby przystąpić do sezonu jako kandydat do scudetto. Trzeba było brać Conte, Buongiorno, kogoś do środka pola i porządnego napastnika zamiast Moraty, do tego zostawić Alexisa, Kalulu i mielibyśmy drużynę gotową do walki o najwyższe cele. Mam wrażenie, że przeciętny kibic zbudowałby lepszy zespół niż ta banda kretynów. Co oni mieli w głowie, kupując takiego Emersona? Możemy mówić o trenerze, piłkarzach, ale to od zarządu trzeba zacząć zmiany, bo w sprzedaż klubu nie wierzę.
Bo Fofana, to półka wyżej niż Jović, czy Abraham.
Ja Jovićia z ok bym wywalił, bo gość przez 90% sezonu nie istniał.
Pavlović obok Romero? Sottila? Pellegrino? Lawiruje pomiędzy flop a ok, z tendencją do ok, bo miał początek tragiczny, teraz coś gra.
Top nie jest, ale na pewno nie flopem jak wymienieni.
Rozumiem wrzucenie wszystkich do flopów, chociaż tam też warto jeszcze jedną kategorię zerobić, dla Moraty, Musaha, Chukwueze itp.,
Reszta jak napisałeś :)
Stawianie Jovicia i Abrahama obok siebie jest lekkim nieporozumieniem. Jović w tym sezonie nie zrobił praktycznie nic. Zagrał 3 niezłe spotkania okraszone bramkami i tyle go widać było w tym sezonie. Już Gimenez lepiej od niego wygląda wchodząc z ławki i na bank będzie numerem 1 na przyszły sezon. Abraham to w tej chwili najlepszy napastnik w tym klubie i z chęcią bym go zobaczył w Milanie na kolejny sezon. Jovicia niestety nie. Gość się budzi jak mu się kontrakt kończy. Można sobie żartować z tego, ale tak właśnie jest.
Bondo, to piłkarz który zagrał zbyt mało w Milanie żeby go tak oceniać. Jak grał to wyglądał całkiem nieźle....w porównaniu do Musaha który jest wręcz tragiczny.
Pavlowić....początek sezonu miał mega kiepski, ale na obecną chwilę jest to najpewniejszy punkt w defensywie Milanu. Spokojnie można go przydzielić do kategorii OK. Cała reszta jest niestety prawdą, aczkolwiek nie wymieniłbym Pavlovicia na Kalulu. Zostawiłbym ich obu. Tak samo jak Saelemakers i Jimenez. Milan uparcie szukał gościa na PO i kupili Emersona oddając najlepszego na tę pozycję Kalulu. Jimenez spokojnie móże obskoczyć oba boki. Zastępstwo za Theo, czy z doskoku jako skrzydłowy. Saelemakers to samo, tyle że nie na LO i że jest pewniejszy od Jimeneza. Prawdę mówiąc to ogólnie te wszystkie nazwiska nie powalają na kolana, ale jak już mamy coś z tego wybierać to tylko tych.
Problem w tym sezonie nie zaczął się od tego jakich zawodników sprowadzili, tylko jakiego trenera zatrudnili. Jedynym logicznym wyborem był Conte, ale ten nie dałby sie tak łatwo sterować jak Fonseca. Conte miałby wymagania i chciałby konkretnych nazwisk jak Buongiorno czy Lukaku. Fonseca kleił z tego co zarząd wyłapał na okazji xDD
Podczas gdy my nie wiemy kto będzie nowym dyrektorem sportowym, ani nawet kiedy będzie on wybrany, nie wiemy też kto mógłby być nowym trenerem, ilu zawodników zostanie wymienionych ani z którymi zostanie przedłużona umowa - w tym czasie Real Madryt kontraktuje w połowie maja nowego ŚO, jasno informuje kto ma wolną rękę do odejścia z klubu oraz prezentuje nowego trenera. W tym samym czasie również Manchester City konktraktuje gwiazdę Bundesligi oraz przygotowuje konkretną ofertę dla Reijndersa. Również o planach informuje Bayern oraz Barcelona.
A u nas najpierw kupimy zawodników - jak zwykle pewnie będą to resztki z pańskiego stołu. Potem dobierzemy trenera, który się zgodzi popracować z tym, co jest (bo przecież nie będzie miał realnego wpływu na transfery), a potem może wybrany zostanie dyrektor, aby gdzieś wyprać trochę kasy, bo on również nie jest do niczego potrzebny - przecież zespół fantastycznie funkcjonuje bez tego stanowiska od pół roku, nieprawdaż?
ale żeby nie było - uważam, że to jest nie fair w stosunku do pozostałych klubów, bo znów okazuje się, że najbogatsi są równiejsi niż zwykli równi
Zacznę od stwierdzenia faktu: sezon do kosza. I właściwie można by puścić napisy końcowe z pogrubionym "Directed by Gerry Cardinale". Nic więcej nie musiałbym dodawać, bo wszyscy doskonale wiemy, dlaczego ta rybka, którą niegdyś zajadano się w Arcore, dziś leży zdechła i śmierdzi tak bardzo, że fani Milanu na całym świecie zmuszeni są do wędzenia się w tym słodko-kwaśnym, morskim zapaszku.
Milan ma ogromny problem. Nic odkrywczego. Problem ten składa się z wielu mniejszych, które można bez skrępowania podpisać nazwiskami znanych, a przy tym całkowicie odklejonych od rzeczywistości gentlemanów (i Paolo Scaroniego). Pozwólcie, że wymienię ich w kolejności wynikającej z hierarchii stanowisk:
– Gerald Kardynał
Powiedzmy to wprost: gdyby konklawe składało się z takich kardynałów jak ten, który przyssał się do naszego ukochanego klubu, papieżem zostałby chyba ateista. Ale do rzeczy. Jaką wartość dodaną wniósł do Milanu wspomniany jegomość? Żadną. O zasługach Berlusconiego (niezależnie od tego, kim był jako człowiek) nie wspomnę, bo to długa, piękna historia z bardzo smutnym zakończeniem. Era Li Yonghonga to świetny przykład dla osób, które interesują się sposobem przeprowadzania wałów finansowych w gargantuicznej skali. Jedyny pozytyw był taki, że nie trwała zbyt długo. #wearesorich i do przodu. Elliot w jakiś cudowny sposób sprawił, że istota, której pod koniec ery Silvio amputowano obie nogi, zaczęła biegać i grać w piłkę nożną. Zaaplikowali nam oni magiczną pigułkę, dzięki której, tylko na moment, mogliśmy cofnąć się do czasów wielkich sukcesów i wielkiego Milanu. Zapomnieliśmy o niesławnej banter erze, oglądając z przyjemnością, jak Milan Stefano Piolego staje się z meczu na mecz coraz bardziej niebezpieczny dla swoich rywali. Nigdy nie spodziewałem się, że fundusz, który przecież nie dysponował niebotycznymi środkami, który przecież nie składał się z Milanistów z krwi i kości, doprowadzi do tego, że znowu będę oglądał grę mojego klubu z przyjemnością, wierząc, że niebo to tylko pierwszy z przystanków, a nie limit jego możliwości. Elliot pokazał, że istnieje szansa, aby połączyć ze sobą wyniki finansowe i wyniki sportowe (co dla większości z nas jest oczywistą oczywistością - mówimy w końcu o klubie piłkarskim). Dał nam przekonanie, że piękna historia odrodzenia dopiero się rozpoczęła. Zastał Milan zadłużony, a zostawił praktycznie bez żadnych zobowiązań. Kolejny właściciel startował z takiej pozycji, w której gracze FM'a z pewnością chcieliby się znaleźć, jeżeli postawiliby sobie za cel zrobienie z Milanu gracza, który będzie liczył się przy włoskim i europejskim stole. No i przyszedł kolejny amerykański fundusz. Ilu z nas dało się wtedy nabrać, że będzie on kontynuował dzieło swojego poprzednika? Niestety. Nowy właściciel okazał się nie tylko niezainteresowany piłką nożną, ale również i klubem w jego aktualnej postaci. Przed drzwiami Casa Milan stanął nie "Jeż z Erlenwaldu", który okazał się później wpływowym możnowładcą, a "Gołodupiec z Ameryki", któremu zakup klubu pokryć musiał poprzedni właściciel. Kuriozum na samym starcie. Wtedy jednak nie wiedzieliśmy, że cyrk Montyego Pythona dopiero wzbija się do lotu. To, co w pocie czoła zbudował Elliot, posiłkując się fachowcami w postaci Gazidisa (o którym mówić można różnie, ale potrafił w umowy sponsorskie), Leonardo (raz lepiej, raz gorzej, wiem, wiem, ale coś tam od siebie dał), Bobana (skończyło się, jak skończyło, ale nie można mu odmówić serducha i poświęcenia), Maldiniego (popełniał błędy, ale nie można zaprzeczyć, że dzięki niemu mogliśmy przez chwilę zapomnieć), no i oczywiście Massary (który znakomicie uzupełniał się z Paolo), Czerwony Ptaszek postanowił zniszczyć. Gdzieś w cieniu, który wykształcił się ze światła roztaczanego przez twórców sukcesu "elliotowego" Milanu, zespawnował się również rybik cukrowy w postaci aktualnego Dyzmy Rossonerich, czyli Paolo (wiem, że Maldiniemu też musi być przykro, że dzieli imię z takim wykwalifikowanym specjalistą od niczego) Scaroniego. Nie wszystko może być idealne, wiadomo. Jednakże to, co wtedy mieliśmy - działało. Naprawdę działało. No i nadszedł wiek kunktatorstwa i niekompetencji, wiek amerykańskiej zamieci. Czas Czerwonego Ptaka i zgaszonego na San Siro światła, czas szaleństwa (właściciela) i czas pogardy (do wartości i tożsamości klubu), czas końca (sukcesów). Cysorzem nad Cysorzami został Gerald Kardynał: Czerwony Ptak tańczący na kurhanach kibiców Milanu. Człowiek, który widzi jedynie excelowe tabelki. Który zamiast karmić nas footballem, zaoferował nam całkowicie niestrawny "soccer". Szara Eminencja, która nie potrafi zawlec swojej amerykańskiej rzyci na stadion w momencie, w którym klub gra najważniejsze mecze w sezonie. Jakim prawem ktoś, kto kompletnie nie interesuje się klubem, ma czelność mienić się jego właścicielem? Jak śmie stać tam, gdzie oni stali (Berlusconi, Singer)? Nie mówiąc już o tym, że człowiek, który stał się jednym z największych problemów Milanu, postanowił stworzyć ich jeszcze kilka w momencie, w którym zaczął dobierać sobie współpracowników. Oczywiście wiem, że romantyczny football odchodzi w przeszłość, że nie liczy się już rodzinna atmosfera (i owocowe czwartki), że piłkarze nie będą walczyć za klub z nożem w zębach i narażeniem własnego zdrowia, że właściciel będzie chciał w pierwszej kolejności zarobić, nawet kosztem klubu. Wiem. Wiem. Wiem. Jednak nie zmienia to faktu, że z przerażeniem patrzę, jak klub traci swoją tożsamość, odcina się od swoich korzeni i staje się bezduszną korporacją. Nie w takim Milanie się zakochałem i nie taki Milan będę kochał. Najpiękniejszym dniem, który może się wydarzyć w kontekście Rossonerich, to sprzedaż klubu. Nie zapraszam do dyskusji. Nie ma o czym.
– Jurek Furlani
Prawa ręka Kardynała (zostawiam wolność interpretacji). Uosobienie ekonomicznej wizji właściciela. Tożsamość klubu? Dusza zespołu? Szacunek dla tradycji? Podejmowanie decyzji w oparciu o wiedzę sportową? Nie uczą takich rzeczy w Harvard Business School. Może jest świetnym finansistą – nie wiem. Może bije Gazidisa na głowę w sprawach sponsorskich – też nie wiem. Może jest ekonomicznym wilkiem, wśród stada baranów - tego też nie wiem. Wiem za to, że osoba, która nie ma pojęcia o piłce, nie powinna w ogóle zasiadać do rozmów w kontekście wyboru piłkarzy, trenera, czy dyrektora sportowego. Jeżeli jest Harrym Potterem w zakresie środków finansowych, to niech tam macha swoją różdżką, a nie wkłada zbroję rycerza i wymachuje mieczem w obronie Minas Tirith. Nie jego uniwersum, nie jego kompetencje. No ale z drugiej strony czego oczekuję od osoby, której relacja z właścicielem przyćmiewa i zawstydza relację Ennisa Del Mara i Jacka Twista, i dla którego liczy się przede wszystkim zachowanie swojego stanowiska i poszerzenie zakresu własnych kompetencji? Jak być dobrym dyrektorem wielkiego klubu piłkarskiego? Nie uczą takich rzeczy w Harvard Business School.
– Galfryd Moncada
Scout z wyboru, dyrektor z powołania. A że nie ma kompetencji dyrektorskich? Po co o tym mówić, to nie dobra jest. Grunt, że teraz, głodny wiedzy, postanowił nadrobić braki w edukacji i już niedługo będzie mógł przyjść i usiąść na kolana Furlaniego i powiedzieć mu, że tym razem w salonie nie pękł gniotek, ale za to na stoliku leży dyplom z włoskiego Collegium Tumanum (osoba, która wymyśliła to określenie, powinna zostać obsypana złotem). Kiedyś dałem się nabrać na plotki o tym, jakim to jest fachowcem i specjalistą w zakresie odnajdywania i pozyskiwania talentów. Wiecie, odkrywca Mbappe, Bobby Fisher tej scoutingowej szachownicy, deszyfrator enigmy i prawdziwy pan X, o którym mówił Galliani (a nie jacyś tam podrabiańcy). Jednak ta iluzja rozsypała się jak domek z kart w trakcie huraganu, bo nie wmówicie mi, że jakikolwiek scout na planecie miałby odwagę powiedzieć, że pozyskanie "taktycznego kameleona" jest remedium na problemy z prawą stroną obrony naszego klubu. No nie. No po prostu... nie. Nie wiem, co w przypadku Moncady jest gorsze: to, że jest wpychany na stanowiska, których nie powinien piastować osobnik z jego kompetencjami, czy to, że jego transferowa siatka talentów zaczyna się i kończy we Francji. Chłop niewątpliwie dołożył cegiełkę do tego, że Milan jest teraz bardziej Internazionale, niż sam Inter (co naprawdę bardzo mnie uwiera). Jestem jak najbardziej świadomy faktu, że te wszystkie talenty, które obserwuje Moncada i które z pewnością będą niewiarygodnym wzmocnieniem kadry, są na razie jedynie plemnikami, toczącymi zaciekłą batalię o prawo do narodzin, ale nasz naczelny agent wywiadu mógłby skupić się czasami na teraźniejszości i wyczarować jakiegoś nowego Mbappe do pierwszego składu (albo chociaż do Milan Futuro). Ale na poważnie - chłop powinien zostać cofnięty do stanowiska, które piastował poprzednio i ograniczyć się do podrzucania alternatywy alternatyw, kiedy naszemu zarządowi wyczerpią się już pomysły na zakupy poniżej 20 milionów ojro.
– Zlatan Ibrahimović
Przykro mi to przyznać, ale jest on chyba moim największym rozczarowaniem. Bardzo lubiłem jego styl. Swoim sposobem bycia wnosił naprawdę dużo świeżości do świata piłki, który coraz bardziej skłania się w stronę wzajemnego poklepywania po pleckach. Kiedy został zatrudniony, byłem przekonany, że ma być tarczą na wszystkie niepowodzenia Rossonerich. Flop transferowy? Wina Zlatana. Przegrany mecz? Wina Zlatana. Powodzie w Itallii? Wina Zlatana. Dziad Scaroni znowu ma zaparcie? Wina Zlatana. I patrząc na to z szerszej perspektywy, odnoszę wrażenie, że tak faktycznie jest. Dużą odpowiedzialność wizerunkową wziął na siebie Ibrahimović, kiedy zgadzał się na podjęcie pracy, jako współpracownik Czerwonego Ptaszka. Jednakże... czy ktoś mu kazał? Nie. Czy ktoś zabrania mu odejść? Nie. Czy powinien? Tak. Przede wszystkim jego rola nigdy nie została określona. Doradca Red Birda - znaczy kto? Komu on doradza? W jakim zakresie? Czy jego rola ogranicza się jedynie do wywiadów? Raczej nie, biorąc pod uwagę sytuację z Abate i Kirovskim. Ale czy godzi się, aby doradca bez doświadczenia miał taką siłę sprawczą? Ibra jest na naprawdę bardzo dobrej drodze, aby pogrzebać swoją reputację, którą wypracował, rozkochując w sobie kibiców Milanu. Aktualnie jest on stereotypowym korposzczurem, który parzy kawę, podkrada mleko z lodówki, donosi leadowi na współpracowników i każe Furlaniemu wyłączyć klimatyzację, bo mu zimno (trudno się dziwić przy -18 stopniach). Trefniś Cysorza, który ma zabawiać media, ale z jakiegoś powodu uznaje, że powinien udzielać się również w tematach, które wykraczają poza jego realne kompetencje. Rozumiem, że Baresi, w ramach dorabiania sobie do emerytury, postanowił zostać kukiełką na usługach amerykańskiego marionetkarza, ale żeby Ibra? Człowiek, który mienił się lwem pośród kotów? Znany ze swojego ostrego charakteru i ciętego języka? Facet, który nie bał się wrzucić Gattuso do kontenera na śmieci, albo iść na noże z Allegrim po niesławnym 0:3? Kim on teraz jest w oczach kibiców? Jak bardzo można upaść, żeby tylko zachować posadę i pewną władzę w strukturach klubu? Ibra będzie w nieustannym ogniu krytyki, ponieważ postanowił podpisać działania zarządu swoim nazwiskiem i wsadzać swój nochal tam, gdzie nie powinien. Czy zasłużył sobie na to? Może tak, może nie, ale wiedział, na co się pisze, więc sam jest sobie winien. Paolo potrafił odmówić sygnowania swoim wizerunkiem projektu pewnego Azjaty, bo wiedział, że będzie jedynie marionetką i być może zniszczy własną legendę. Ibra tego nie potrafił, postanowił przywdziać gajer i grać szefa wszystkich szefów. Na naszych oczach umiera samozwańczy bóg i król. Bez wycia stadionu, bez wielkich słów, bez trofeum uniesionego wysoko ponad głową. Za to pochowany w garniturze Brioniego i trzymający w dłoni prezent od korporacji: książkę Thomasa Eriksona o wdzięcznym tytule "Mój szef jest idiotą".
– Paweł Scaroni
Celowo na końcu, ponieważ włoski Dyzma jest prezesem tylko ze stanowiska. Nikt nie liczy się z jego zdaniem, nikogo nie interesuje, nie ma kompetencji, nie zna się na piłce (tak, wiem, chyba ja), nie zna się zasadniczo na niczym, więc idealnie pasuje do naszego kółka wzajemnej adoracji. Od czasu do czasu spuści się dziada ze smyczy, żeby coś tam pogadał o stadionie i jest w dechę. Trudno mi w ogóle zrozumieć, jak ktoś taki mógł dostać prominentne (przynajmniej z nazwy) stanowisko "prezesa". Nie wiem też zasadniczo, jaki jest jego zakres kompetencji, choć oczywiście się domyślam: żaden. Czasami odnoszę wrażenie, że gdyby nie temat stadionu, to o Scaronim nikt by nawet nie słyszał. Nie zdziwiłoby mnie wcale, gdyby część piłkarzy nie wiedziała, kto to w ogóle jest. No może poza Leao, bo ten do dzisiaj boi się, że Scaroni czai się na niego przed Milanello z walizką w rękach.
Wymieniłem główne problemy Milanu (w moim mniemaniu), które obsiadły najważniejsze stanowiska kierownicze. Nie mogę jednak nie wspomnieć o problemach w kontekście sportowym. Zatrudnienie Fonseci i Conceicao okazało się pomysłem nietrafionym. Pierwszy z założenia wydawał się rozwiązaniem, co najmniej kontrowersyjnym. Drugi z kolei sam stworzył wokół siebie mnóstwo kontrowersji. Nie będę kłamał - kiedy Sergio został ogłoszony nowym trenerem, to w duchu się ucieszyłem. Nie kopałem piłki profesjonalnie, ale wiem, że to właśnie za trenera z takim charakterem chciałbym umierać. Wiecie, twarda ręka, silny charakter, silne emocje. Gattuso, Mihajlović czy właśnie Conceicao. Niestety, o ile rozumiem, że przyszedł on w trudnym momencie, nie miał okresu przygotowawczego, meczów do zagrania było bardzo dużo i nie trafił na żyzny grunt w przypadku swoich metod szkoleniowych i charakteru, to jednak wiedział, na co się pisze. Wiedział też, jakie postawiono wobec niego wymagania. Ja sam nie byłem przy podpisywaniu kontraktu, ale wydaje mi się, że mogę bezpiecznie założyć, że dobry wynik w LM + zakwalifikowanie się do kolejnej edycji, to były właśnie jego główne punkty. Zdobycie Superpucharu nie ratuje kompletnie niczego. Nawet gdyby Milan zdobył Puchar Włoch, to byłaby zaledwie łyżka miodu w beczce goryczy. Nie bolałoby mnie to jednak tak bardzo, gdyby zespół wypracował sobie jakąś tożsamość. Jakiś styl. I choćby czasami przegrywali, ale widzielibyśmy schematy, które nie sprowadzają się do lagi na Leao albo Pulisica, to łatwiej byłoby mi zaufać, że Sergio powinien dostać szansę. Teraz kiedy sezon jest już w zasadzie zakończony, jestem w stanie powiedzieć, że Conceicao nie udało się spełnić pokładanych w nim oczekiwań. Lubię go, nie przeczę i może jego zwolnienie będzie błędem, ale nie widzę żadnych podstaw, żeby pozostawić go na stanowisku. Nie sądzę, żeby okres przygotowawczy miał sprawić, że trener z inklinacjami do defensywnego i wyrachowanego footballu miał stworzyć nagle ofensywną maszynę, która rozjeżdża swoich przeciwników z kilkubramkową przewagą. Najbardziej obawiam się jednak jakiego fachowca szykują nam nasze orły, sokoły. Jeżeli ma być to kolejny wynalazek, to nie wiem, czy nie wolałbym już zostawić tego Sergio. Zapewne lepiej ode mnie znacie zarówno rynek transferowy, jak i trenerski, ale moim największym marzeniem jest Conte. Zapewnie nieosiągalnym, ale ponownie - pozwólcie mi marzyć. Ucieszyłbym się również z Sarriego, mimo że opinie na jego temat wydają się mieszane. Na pewno dużym ułatwieniem dla niego byłby brak europejskich pucharów, ale skoro chcemy do nich wrócić, to i tak musielibyśmy się potem z Sarrim pożegnać, ponieważ wszyscy znamy jego stosunek do rotacji i do radzenia sobie z nadmiarową ilością meczów. Inni trenerzy? Ancelotti odpadł i być może moja opinia będzie kontrowersyjna, ale uważam, że to bardzo dobrze. Moim zdaniem nie jest to trener do odbudowy pozycji w lidze. Mając ogrom gwiazd w kadrze, wygrał scudetto... dwa razy? Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale była to bardzo niska liczba. Tytułów LM mu oczywiście nie odbiorę, ale aktualnie powinniśmy odbudować się na rodzimym podwórku, stworzyć ciągłość i dopiero potem marzyć o podnoszeniu uszatka. Przy tej kadrze, w tych warunkach, Carlo mógłby okazać się absolutnym niewypałem. Allegri? Proszę, nie róbmy sobie tej krzywdy. Być może uciułałby punkty do LM (choć szczerze w to wątpię), ale cierpielibyśmy przez cały sezon. Z jakiegoś powodu gagatek dalej siedzi w domu, a przecież rotacja wśród trenerów nie zniknęła, więc z pewnością znalazłby sobie jakąś posadę, może i nawet dość cieplutką. Trzymać go jak najdalej od Milanu. O innych trenerach, może z młodszych pokoleń nie mogę się wypowiedzieć, bo ich zwyczajnie nie znam. Nie jestem już tak bardzo związany z piłką, jak kiedyś, więc muszę zdać się na Wasze kandydatury. Podobnie zresztą jak z piłkarzami.
Tak, wiem. Bardzo dużo treści. Otworzyłem wątrobę, osiągnąłem Nirvanę, więc mogę zbierać kolejne pokłady nienawiści, które uwolnię pod koniec kolejnego sezonu. Osoby, które przeczytały – podziwiam.
TL;DR – Zarząd zły, trener do wymiany, piłkarze bez zaangażowania.
Przeczytałem i... fajnie się czytało, szczególnie przypadły mi do gustu porównania do wiedźmina :)
Pozdrawiam i zachęcam częściej do dyskusji :)
Czapki z głów. BRAWO!
Spacja zapłonęła xD
On zafascynowany money football ale w pojęciu w którym napełnia się jego kieszeń a nie klubowa kasa.
Dopóki Cardinale będzie stać na spłatę pożyczki, paczkę fajek i żel do włosów to gówno się zmieni.
Rafał właśnie napisał, że trzeba było zostawić fundament jaki był i podążać dalej tą samą ścieżką rozwoju, taką jakiej oczekiwał Paolo i za którą wywalili go jak ostatnią szmatę Moncady, Furlanie i inne Ibrahimovićie.
Atalanta to póki co taki klub, nic więcej nie oczekują.
Podążają swoją wytyczoną ścieżką, która daje im to co chcą.
Tu ciekawe jak po odejściu Gaspa będzie to wyglądało.
Dodatkowo w Bergamo grają nieoczywiste nazwiska, które w innych miejscach były odrzucane lub pozwolono im się rozwinąć, co da korzyść finansową, czyli to co oczekuje Atalanta.