MILAN W PÓŁFINALE PUCHARU WŁOCH!
Są dni w roku, które czuje się inaczej niż te inne. Zdecydowanie inaczej. Pełniej. Tak, z pewnością należy do nich – przynajmniej dla mnie – Wigilia. Uwielbiam Boże Narodzenie. Kocham ten czas wyciszenia, spokoju. Milaniści: możemy się oszukiwać. Tylko pytanie – po co? Postawmy sprawę jasno. To, czy pierwsza gwiazdka anno Domini 2016 pojawi się na naszym niebie, okaże się w piątkowy wieczór.
Chyba już zapomniałem, jak to jest czuć „ważny mecz”. Chyba na pewno. Uświadomiłem to sobie w zeszłych tygodniach, kiedy naszej drużynie szło nad wyraz dobrze i przyszedł choćby pojedynek z Romą. Żyłem nim bardzo długo, analizowałem w głowie, kalkulowałem. Wcześniej też czułem zdecydowanie większą moc – z Palermo, Empoli, Crotone, to bez znaczenia.
Wszystko skupia się w jednym: wynik. Pamiętam jak jeszcze byłem gimnazjalistą i przychodził mecz w Lidze Mistrzów, na przykład z Realem. Od rana nie myślałem o niczym innym, a w dni poprzedzające zapisywałem zeszyty składami, analizami i wszystkimi innymi rzeczami, które jakkolwiek traktowały o nadchodzącej batalii. Bo byłem przejęty.
Obecnie mam 21 lat, a więc szeroko pojęty „zwycięski” Milan to dla mnie niemal już prehistoria. Zbieram się do napisania pracy licencjackiej na studiach, a wciąż w głowie mi siedzi, jak musiałem wyjść z matematyki w podstawówce, bo nasz klub grał w Japonii półfinał Klubowych Mistrzostw Świata.
Ostatni triumf? Gdy podnosiliśmy Superpuchar w Pekinie, miałem wakacje między gimnazjum a liceum. Ja już nie pamiętam, kiedy to było. Niesamowite, jak bardzo nam brakowało emocji, patosu, czegoś wielkiego. To niebywałe, jak bardzo ugrzęźliśmy w nijakości.
Zastrzegam: ani przez chwilę kryzysu nie opuściłem Milanu z niechęci. Kiedy przychodzi mecz, zawsze czuję emocje i radość. Można się oszukiwać, ale jednak czy to pełna gorączka, kiedy będąc tak wielkim i wspaniałym klubem cały sezon z 7. miejsca gonisz to jedno wyżej, żeby wyszarpać kwalifikacje do europejskiego pucharu B? To nawet nie jest namiastka tego, do czego kiedyś byliśmy przyzwyczajeni regularnie.
Słyszałem już głosy, że ten Superpuchar to jest w zasadzie nieistotny. Że to w zasadzie marketingowy pokaz dla Azjatów i w sumie to niewiele różni się od jakiegoś Pucharu Szejka, który na przykład graliśmy dwa lata temu w Dubaju z Realem. Moja odpowiedź: Nonsens. Kpina.
Superpuchar Włoch to najmniej ważne z oficjalnych trofeów we Włoszech, ale wciąż oficjalne trofeum. To nie jest zwycięstwo, o którym się zapomina za tydzień. To wpisuje się w annały klubu i w piękny sposób poszerza opasłą w naszym przypadku gablotę. I to na pewno wie każdy. Ale w naszym przypadku jest jeszcze coś innego, może nawet ważniejszego.
W naszym przypadku może nadejść przełamanie. Ludzie! Jesteśmy kibicami Milanu! Dość mam już oglądania, jak z trofeów cieszą się piłkarze wielu, naprawdę wielu klubów, a my takie triumfy traktujemy już jako mrzonki. Dość mam chwil, kiedy każdy snuje wizje o swojej ekipie na szczycie, a my musimy mieć nóżki na ziemi i patrzeć, czy da się strącić ochłap kurczaka z pańskiego stołu i porwać go jak ten wygłodniały pies.
Dosyć! Mamy okazję, którą trzeba chwycić z całych sił. Mamy okazję, by w piątkowy wieczór napisać: tak, stało się! AC Milan zdobywa ważne trofeum. Nie Trofeo Berlusconi, nie pieprzony Puchar Szejka, nie Złotą Tarczę Burmistrza Lombardii.
Nie. Mamy szansę na Superpuchar Włoch. Mamy szansę na to, by za jakiś czas pisać: „Tak, to właśnie 23 grudnia 2016 roku wróciliśmy! Poczuliśmy, że żyjemy!”.
Nie oszukujmy się. Nie tylko mi brakuje emocji, nie tylko mi brakuje finałów, nie tylko ja zapomniałem, jak to czuć prawdziwą adrenalinę i być ocenianym nie tylko przez fanów prowincjonalnego rywala, ale przez cały świat. I nie dajcie się wyśmiać, że się tym jaracie – my przeszliśmy już dużo. Pozostają nam serca pełne dumy i dzięki nim na takie szczekania możemy patrzeć z góry.
Czy do nas, Milanistów, przyjdzie pierwsza gwiazdka? Ja w to wierzę. Dość już wycierpieliśmy. Jak piękne byłyby święta ze świadomością, że skończyło się te pieprzone 5 lat z hakiem bez trofeum. W tej chwili to nieważne, co z nami będzie w przyszłości, kiedy w końcu wyjaśni się los klubu. Liczy się, by przełamać tę passę, która nam nie przystoi i którą każdy z nas chce w końcu odrzucić.
To dla mnie wielki mecz. Dla nas. Odrzućmy strach, wyjdźmy na boisko sercami razem z tymi chłopakami i wierzmy, że napijemy się bożonarodzeniowego szampana świętując zdobycie Superpucharu Włoch. Świętując zdobycie ważnego, oficjalnego trofeum, które zostanie na zawsze na półce w Casa Milan. Na półce, której zawartości może nam zazdrościć de facto każdy.
A jak pokonać ten Juventus? Oddam głos trenerowi Montelli z jego wywiadu dla La Gazzetta dello Sport sprzed kilku dni: „Kurde, przecież już to zrobiliśmy…”.
Kurde… Zróbmy to ponownie!
cinassek
Również Was zachęcamy do szerszego wypowiadania się na tematy dotyczące naszego klubu. Czekamy na teksty czytelników pod adresem mail acmilan.com.pl[at]op.pl. Opublikujemy je z największą przyjemnością!
Tekst o Dausze jako sercu arabskiego świata mistrz. Myślę, że każdy Arab z racji lokalizacji meczu zasiądzie przez telewizorem. Bez piwa w ręku.
Nikogo ten puchar nie obchodzi? Jestem innego zadania. Superpuchar Włoch jak często to bywało rozgrywany jest na obczyźnie i to nie w jakimś Trypolisie tylko sercu arabskiego świata - Dausze. Do tego żadne inne ważne spotkanie w piątek nie będzie miało miejsca. Jestem pewien, że zainteresowanie na Bliskim Wschodzi i w Azji będzie ogromne, a nie muszę chyba tłumaczyć jak to ważne dla nas rynki.
Rozumiem powolne budowanie drużyny,ale jest szansa to trzeba ją wykorzystać. W finale pucharu było blisko, teraz czas na rewanż. Utarcie nosa Juve, rozgłos na pół świata, kolejne trofeum, wzmocnienie morale. Stawka jest ogromna nawet jeżeli tego nie czujecie.
Jutro bojowe nastroje! To będzie koncert młodych z Milanu :D FORZA
Wiem, że to zabrzmi dziecinnie, ale tak naprawdę z jakiej racji Milan gra w tegorocznym Superpucharze? Dzięki za wyjaśnienie z góry, bo wszędzie się o tym mówi, ale nigdzie nie doczytałem się tego, skąd w ogóle mamy prawo do udziału w nim.