Bardzo lubię rozgrywki pucharowe. To jednak trochę inne emocje niż te ligowe, możliwość dogrywki i rzutów karnych robi swoje. W dobie kryzysu nam, Milanistom, zostaje tylko Puchar Włoch, ale oczywiście lepsze to niż nic. Tym bardziej, jeśli spojrzymy na to przez pryzmat mediolańsko-turyński.
5:0. Nie, to nie jest wynik Juventusu z pierwszym lepszym przeciwnikiem w Serie A. To wynik rywalizacji miast. Takiego łupnia w pierwszej części sezonu spuściła stolica Lombardii sercu Piemontu. Milan pokonał bianconerich dwukrotnie i dołożył triumf z Torino, z kolei Inter obie jedenastki z miasta Fiata zwyciężył po razie.
Dla nas wygląda to bardzo ładnie, a nie było tak już dawno. I w tej mini-rywalizacji stoimy w kluczowym punkcie, bo przed nami dwa pojedynki z Bykami. Wiele byśmy oddali, by kładąc się spać w poniedziałek można było powiedzieć, że na tablicy wyników jest już 7:0.
Czy to możliwe? Jak najbardziej. Ciągle się zastanawiam, gdzie trener Montella i jego zawodnicy mają ten swój limit. Tak naprawdę od 1. kolejki każdy z kibiców rywali tylko na to czeka, kiedy ten zespół się zatnie i przestanie osiągać dobre rezultaty. To wciąż nie nastąpiło, ale fakt ten oczywiście nie daje legitymacji, by się nie bać o nagły zwrot akcji.
Jak patrzę na kilka meczów z tego sezonu, walkę do końca, ratowanie punktów tuż przed ostatnim gwizdkiem czy serce zostawiane przez piłkarzy na boisku, to jednak dochodzę do wniosku, że to może trwać jeszcze długo.
Na przełomie września i października graliśmy z Lazio, Fiorentiną i Sassuolo, by „zrozumieć, jakie są nasze cele”. Zdobyliśmy 7 na 9 punktów. I potem w koło Macieju, każdego miesiąca jakiś mecz by się czegoś dowiedzieć, by się o czymś przekonać, by coś udowodnić. Jak na razie wszystkie te testy są po naszej stronie.
Odprawienie z kwitkiem Torino w najbliższych dniach byłoby kolejną cegłą, potężną, włożoną w tę budowę. W Serie A tylko potwierdzilibyśmy wysokie aspiracje i nadali jeszcze większy spokój otoczeniu drużyny, a w Pucharze Włoch… O tak, tu by było ciekawie.
No bo jeśli uporamy się z ekipą Mihajlovicia, to za dwa tygodnie czeka nas wycieczka na Juventus Stadium. Na San Siro okazaliśmy się lepsi, w Katarze to nam objawiła się świąteczna gwiazda, a jak byłoby w tej twierdzy bianconerich? To dobre pytanie, na które odpowiedź chciałbym poznać wcześniej niż w marcu, kiedy zagramy się tam w lidze.
Koniec stycznia zakończony wynikiem 8:0 w pojedynkach Mediolanu z Turynem i pokonaniu Juventusu w bezpośrednich starciach na każdej z trzech płaszczyzn, na jakich występujemy wspólnie? Myślę, że na ten moment to marzenie każdego Milanisty.
Elektryzuje mnie myśl pucharowego pojedynku z bianconerimi na wyjeździe. Może się doczekam. A tymczasem chowam marzenia do kieszeni, bo niestety ostatnie lata w mojej psychice na pewno dokonały jednego.
Boję się, że to wszystko spektakularnie… Wiadomo co. Ale z każdym kolejnym tygodniem nasz pociąg rusza w drugą, tę lepszą stronę.
Oby tak we wszystkich starciach z turyńczykami, począwszy od tego w Coppa Italia!
Pzdr. :)
Nasze młode łebki beda walczyć, mają mentalność zwycięzców! to już nie to samo co człapiący Ghana Brothers czy inne Constanty! Forza