I to jest właśnie ten sport. Miesiąc temu żaden kibic Milanu nie przejmował się Gerardem Deulofeu, a jeszcze przed tygodniem nikt nie zakładał odejścia M’Baye Nianga. A przynajmniej nie było ku temu racjonalnych przesłanek. Wszystko zmieniło się bardzo szybko i – chyba trzeba to brać za pewnik – z pobudek dyscyplinarnych.
To wszystko jest bardzo dziwne. Niang zaczął obecny sezon w wyjściowym składzie Milanu, był jego ważnym ogniwem i dawał drużynie całkiem sporo. Pamiętacie jeszcze te statystyki z pierwszych kolejek, kiedy bez Francuza rossoneri nie radzili sobie kompletnie, a z nim na murawie wszystko się zmieniało?
Podkreśleniem tego był pojedynek z Sassuolo. 3:1 dla rywali, smutek na twarzach kibiców i niesamowita pogoń zakończona zdobyciem trzech punktów. Na głowę Paletty przy decydującym golu dośrodkował właśnie Niang, który początkowo z perspektywy ławki oglądał, jak jego koledzy kompletnie nie ogarniają gry przeciwników.
Kolejny mecz – piękny gol w wyjazdowym pojedynku z Chievo Werona. Miła dedykacja dla kontuzjowanego Montolivo. I już wtedy coś zaczęło się psuć. To przecież było bowiem ostatnie trafienie francuskiego napastnika w czerwono-czarnych barwach aż do tej pory.
Prawdziwy regres Nianga zakończony spektakularnym rozwiązaniem zaczął się w grudniu. Najpierw zmarnowany karny z Crotone, a dodatkowo presja związana z wyrywaniem sobie piłki z Lapadulą, nawet jeśli Włoch przyznał, że to on w tej sytuacji się zagotował. I dałoby się to przeżyć, gdyby tydzień później były gracz Caen nie zrobił tego samego w Rzymie…
Kolejne osłabienie jego pozycji w drużynie to Superpuchar Włoch. Dotychczas jeden z naprawdę podstawowych piłkarzy w talii Vincenzo Montelli nie pojawił się w Katarze na boisku nawet na minutę. To jednak dało się wytłumaczyć specyfiką meczu, pomysłem i tak dalej…
Niangowi indywidualnie nie pomagał także fakt, że Suso i Bonaventura współpracowali coraz lepiej i koronowali to takimi akcjami jak z Juventusem właśnie czy z Torino w Pucharze Włoch. A w międzyczasie Francuzowi nie wyszedł kolejny mecz. Jego nieporadne próby i zagrania w aut w pojedynku z Cagliari mogły tylko żenować, a w najlepszym wypadku wzbudzać litość.
No i przyszedł poprzedni tydzień, w którym coś się załamało już na dobre. Nonszalancka postawa w ligowym meczu z Torino zaczęła przelewać czarę goryczy. Zmanierowana postawa w sytuacji, w której piłkarz powinien walczyć z całych sił, by ponownie przekonać do siebie trenera uwydatniła, że z mentalnością jest chyba coś nie halo.
Nie wiem, czy doniesienia La Gazzetta dello Sport o kłótni z Montellą po meczu z Napoli są prawdziwe, ale wszystko się składa w jedną całość. Nie wygląda na to, aby mediolański dziennik pisał nieprawdę. Po pierwsze, nikt z klubu nie dementował jako jednostka, po drugie nie zareagował także klub jako podmiot, co w przypadku dość mocnych oskarżeń wyssanych z palca jest częstą praktyką.
Informacja o możliwym odejściu Nianga wypłynęła w poniedziałkowy wieczór, a więc 48 godzin po pojedynku z Napoli. Wobec takiego zachowania, trener nie mógł przejść obojętnie i udawać, że nic się nie stało. Groziłoby to bowiem utratą autorytetu przed drużyną, na co żaden szkoleniowiec nie może sobie pozwolić, bo wówczas równie dobrze może zmieniać pracę.
I jeśli Francuz naprawdę zmienia pracodawcę, bo zachował się tak niegodnie – jestem pod wrażeniem trenera. Jest akcja, jest reakcja. Montella długo bronił piłkarza medialnie, starał się rozłożyć nad nim parasol ochronny, a w zamian dostawał w ostatnim czasie fochy i pretensje. Powiedział więc basta i podjął mocną decyzję.
Co do samej formuły transferu napastnika do Watford… Nie zamierzam krytykować nikogo za to, że Milan nie dostanie za niego ani grosza już tej zimy. Może w innym wypadku nikt nie zdecydowałby się wyłożyć takiej gotówki od razu. Ja wolałbym pożegnać się z Francuzem na dobre, ale może zacznie spisywać się dobrze w Premier League i dojdzie do tego latem.
Oczywiście to tylko dywagacje, bo obecna forma psychiczna i sportowa Nianga w żadnym wypadku nie zwiastuje nagłego wystrzelenia formy. Wierzę jednak, że jeśli ten problematyczny człowiek opuszcza San Siro, to już na zawsze.
Było pierwsze podejście, było Montpellier, było drugie podejście, była Genoa, było trzecie podejście, jest Watford… Stop. Próbowaliśmy nie raz, najbliżej było w sezonie 2015/2016, ale znowu wyszła głupota/nieostrożność/pech (skreślcie, co uważacie za stosowne), doszło do wypadku samochodowego i piłkarz znowu nie mógł się stać kluczowy dla Milanu na dłużej.
Ocena Francuza jest bardzo skomplikowana. Faktem jest, że ma on dopiero 22 lata i tak naprawdę może wszystko. Ale seria nieodpowiedzialności z jego strony, cała historia i otoczka sprawiają, że życzę mu jak najlepiej, lecz poza granicami Mediolanu. Choć długo go broniłem.
Trzymaj się, M’Baye Niangu, bo nie mam powodu, by być na ciebie złym. Sam sobie zawalasz swoją karierę. Ale może przerwiesz tę spiralę i w końcu dorośniesz, a jeszcze co poniektórzy będą przypominali, że żałowali twojego odejścia.
Może. A tymczasem twoje słowa z zeszłego lata o chęci przejęcia opaski kapitana Milanu można umieścić w zestawieniu najlepszych żartów związanych z naszym klubem.
Oby Londyn wyprowadził cię z piaskownicy, M’Baye, bo znowu nie poszło o piłkę.
Najpierw pewne osoby twierdzą, że powinien odejść, jest ku temu wiele powodów, nic nie wnosi do gry i psuje atmosferę, żeby po chwili napisać, że brak kasy za niego to ujma dla Milanu i do tego osłabienie drużyny.
Cieszmy się, że pozbyliśmy się zgniłego jajka. Za pół roku te kilkanaście baniek nie będzie miało dla nas prawdopodobnie większego znaczenia, jak przyjdzie chińska kasa.
1. Zmarnowana sam na sam z Barca w LM (słupek), która by nam pewnie dała awans.
2. Karny z Roma (z Crotone pretensji nie mam, zdarza się, ale w Rzymie powinien odpuścić), mogliśmy tam powalczyć.
3. Postawa z Torino a szczególnie sytuacja gdzie na "świeżości" nie chciało mu się biec do kontry gdzie powinien zamykać podanie i prawdopodobnie dać nam wygraną.
Nie wiem jak reszta, ja za nim tęsknić nie będę, nawet jak wystrzeli w Anglii. W sumie to jedyne co wystrzeli to pewnie petardy w domu jak jego idol.
Przecież przyjdzie jakiś skrzydłowy w jego miejsce.