Dzisiaj chciałbym poszukać odpowiedzi na jedno pytanie, które w ostatnich dniach coraz częściej przejawia się w naszych dyskusjach. Mianowicie: dlaczego nie gramy jak kilka innych drużyn, mimo że kadrę mamy lepszą albo co najmniej porównywalną? Przypatrzmy się zatem konkretnym ekipom.
Pozwolicie, że Juventus, Roma i Napoli nie będą uczestniczyły w tych rozważaniach. To drużyny budowane od lat, w zupełnie innym miejscu i tworzone w totalnie innym celu niż obecny Milan. Co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości i szersze zastanawianie się, czemu na dłuższą metę wypadamy gorzej od tej trójki nie ma żadnego sensu.
Zanim o Lazio i Atalancie, spójrzmy na Inter. Patrząc na kadrę tego klubu od samego początku sezonu można było odnieść wrażenie, że kwestią czasu jest, kiedy „odpali” i będzie zbierała żniwo w Serie A. Sam się zastanawiam, jak obecnie wyglądaliby nerazzurri, gdyby na stanowisku ich trenera nadal pozostał Frank de Boer. Czy to faktycznie Stefano Pioli tchnął w ten zespół nowego ducha, czy może jednak Holender potrzebował jeszcze miesiąca, dwóch, by samemu stworzyć dobrą drużynę?
Inter wydał latem wiele milionów na transfery, a zimą wzmocnił się dodatkowo za bardzo pokaźną sumę Roberto Gagliardinim. I o ile my liczymy, że od lata 2017 roku rozpocznie się szeroko zakrojony proces odbudowy Milanu i ściągania naprawdę dobrych piłkarzy, o tyle u rywali zza miedzy nastąpiło to już w zeszłe wakacje.
Długa niemoc Interu i bardzo późne rozpoczęcie przez niego konkretnego punktowania sprawiło, że na tę chwilę walczymy w zasadzie o ten sam cel. Mówię na tę chwilę, bo jeśli nerazzurri podtrzymają dyspozycję, to wcale się nie zdziwię, jeśli na finiszu zakręcą się w okolicach podium. Biorąc jednak pod uwagę klasowych piłkarzy, jakimi dysponują niebiesko-czarni, raczej nie ma większego sensu oglądać się na nich na wiosnę i pieklić się, gdy będą odskakiwali. Nie sądzę, by nasza drużyna wytrzymała tempo narzucone przez „ogarnięty” Inter, choć naturalnie bardzo chciałbym się mylić.
Prawdziwi rywale Milanu w walce o Ligę Europy tudzież jej kwalifikacje są dalej. Lazio i Atalanta przed nami, Fiorentina i być może Torino za nami. I tu dochodzimy do głównego tematu rozważań – jak nasza kadra wypada na tle tych przeciwników? Przekornie powiem, że nie to jest głównym czynnikiem, który powinniśmy brać pod uwagę przy grze w tym sezonie i ocenianiu szans na pomyślny finisz.
Ekipa z Bergamo to niespodzianka, rewelacja. Nikt nie oczekiwał od niej niczego na starcie sezonu i tak naprawdę nikt nie oczekuje od niej niczego nawet teraz. Oczywiście z pewnością każdy kibic tego klubu liczy, że tak udany sezon zakończy się awansem do europejskich pucharów, ale jeśli to nie wyjdzie, zespół trenera Gasperiniego dla swoich fanów i tak będzie zwycięski.
Do czego dążę – dużo łatwiej wyjść na boisko z myślą, że nikt od ciebie niczego nie oczekuje, masz za sobą wielkie wsparcie, a wszystko dobre, co udaje ci się osiągnąć, jest traktowane niemal jak wybitność. Dużo milej słyszeć na każdym kroku poklepywanie po plecach, a w razie fałszywego kroku „nic się nie stało” zamiast gwizdów.
W pewnym stopniu dotyczy to także rzymian. Jeśli ktoś uważnie śledzi piłkę we Włoszech, to nie muszę przedstawiać tego, co działo się w klubie z błękitnej strony Rzymu latem. Przyjście i natychmiastowe odejście Marcelo Bielsy, Simone Inzaghi przed chwilą pożegnany, a teraz znowu w roli strażaka, protest kibiców i sprzedanie kilkunastu (!) karnetów na rundę… To przypominało jeden wielki rozgardiasz.
I nie sądzę, by rzymscy kibice oczekiwali wiele od swojej drużyny. Raczej każdy spodziewał się powtórki z poprzedniego sezonu, kiedy po prostu nie szło i wszystko zakończyło się bliżej środka niż szczytu tabeli.
Do pewnego momentu na tej „lekkości ducha” korzystał także Milan. U nas od lipca panuje jeden wielki chaos dotyczący przejęcia klubu przez Chińczyków. Z większej perspektywy czasu sezon 2016/2017 na pewno będziemy rozpatrywać bardziej pod kątem tego, co działo się w biurach klubu niż na boisku. Po przegranych poprzednich rozgrywkach nie przyszedł tu żaden fajny piłkarz z dobrym nazwiskiem. Trzeba było polegać na kim innym.
Rok temu o Manuelu Locatellim słyszeliśmy tylko tyle, że jest taki chłopak wyróżniający się w Primaverze. Dzisiaj to – z konieczności - niepodważalny członek pierwszego składu, który ma na koncie już dwie ważne i piękne bramki. Niech podniesie rękę w górę ten, kto miał jakiekolwiek pojęcie o Mario Pasaliciu. Teraz to gracz, który strzelił decydującego karnego w meczu o Superpuchar Włoch i zdobył dwie bramki w lidze o wielkiej wartości.
Niemiłosiernie objeżdżany w letnich sparingach Gabriel Paletta, wciąż jeszcze do niedawna nie żadna gwiazda, a po prostu chłopak z jakimś potencjałem – Suso, wyjęty z kapelusza jak królik Gerard Deulofeu… Jesteśmy jedną wielką budową, w której naprawdę wychodzi więcej niż mniej.
Co chcę podkreślić – udana pierwsza część sezonu sprawiła, że oczekiwania wobec zespołu automatycznie wzrosły. Tu dochodzimy do sedna. Jesteśmy AC Milan, 18-krotnym mistrzem Włoch, 7-krotnym zdobywcą Ligi Mistrzów, kilkukrotnym mistrzem świata, kilkukrotnym zdobywcą Superpucharu Europy… Pomimo kryzysu mamy przywilej kibicowania jednemu z największych klubów świata. I z tej strony rozumiem, że nigdy nie zadowolimy się „byle czym”.
Według mnie Atalanta i Lazio w walce o Ligę Europy mają ten handicap, że po prostu nie są narażeni na aż tak wielki świecznik. Gdyby ekipa z Bergamo zawiedzie, wszyscy jej kibice zaczną podnosić ją na duchu i pokazywać, jak bardzo są świetni i jak znakomity sezon rozgrywają. A biancocelesti, chociaż są naturalnie zasłużonym, cenionym włoskim klubem, to jednak biorąc pod uwagę wszystkie czynniki, presja jest tam wiele razy mniejsza niż w Mediolanie.
Kiedy my walczymy o wyjście z bagna, nikt nie będzie klepał 19-latka czy 17-letniego bramkarza, że coś mu się nie udało. To jest Milan, klub, który nie tak dawno był największy, a teraz dusi się w mule. Środowisko jest tak zdesperowane, że nie będzie siliło się na spokój, a prędzej odbierze życie temu, kto nie będzie zdolny do dalszego biegu przez mokradła.
Z przerażeniem poplątanym z niedowierzaniem czytam komentarze, że trzeba zwolnić Vincenzo Montellę. Nawet nie zamierzam z tym już polemizować, niech każdy myśli, co mu się podoba. Dla mnie ten szkoleniowiec zasługuje na naprawdę duży szacunek, że wobec takiego chaosu organizacyjnego i niedoświadczonej bandy trapionej kontuzjami potrafił stworzyć coś, co siłą rzeczy będzie miało rysy i zatarcia, ale może da nam trochę radości.
Zostało nam 15 meczów do końca sezonu i z całego serca trzymam kciuki za to, by udało się dostać do tej Europy i z tego miejsca budować już na spokojniej, z wizją, na określonych zasadach. Wiem jednak, jak będzie o to ciężko.
Bo w tym wypadku talent w nogach to mniej niż połowa. O wszystkim decyduje mentalność.
No ale nie zapominajmy o innych młodszych piłkarzach których widziałbym w naszej kadrze na lata takich jak Romagnoli, Gomez czy wzięty z odzysku Suso.
Wszystko jeszcze przed nimi. Zarząd podjął dobrą decyzje o celach na ten sezon. Po pierwsze jako cel nie obrali sobie awansu do LM za wszelką cene, tylko ogrywać młodych zdobywać punkty i wykreować swój własny styl - takie cele oczywiście po części zdejmują presje z naszych młodych graczy, a wszystko powinno ruszyć z kopyta po letnim mercato, bo przecież samymi młodymi nic od razu się nie wygra. Czekam na kolejny artykuł! :D
Zapomnijmy o sukcesach sprzed lat - obudźcie się co nie którzy!!!
Rzeczywistość jest taka, że dzisiejszy Milan to 5-8 drużyna włoskiej piłki i tylko dobre punktowanie w ostatnich meczach może nam dać ligę europy co w naszym przypadku jest w chwili obecnej szczytem możliwości.