Po słodkim śniadaniu kierunek metro. Wchodzę na Centrale, już po drodze spotykam fanów Milanu. „Forza Milan”, krzyczą schodząc do metra. Szaliki, czapki, plecaki, kurtki, bluzy. Pojedynczo, grupami. Kiedy dojeżdżam na stację Garibaldi, gdzie wsiądę za chwilę w fioletową linię M5, która dowiezie mnie już pod sam stadion, czuć atmosferę. Pierwsze ciary. Na stacji tłoczno. Podjeżdża. W pełni zautomatyzowany pociąg, sterowany przez komputer, zabiera fanów. Jeszcze kilkanaście minut i przed oczami pojawia się mediolańska świątynia futbolu.
Po kilkudziesięciu minutach w metrze zdążyłem zapomnieć, że pada. Wreszcie SAN SIRO STADIO. Szybki rzut oka na pamiątki w małym sklepiku na stacji i w górę. Schody, kołowrotki i… jest. Do meczu godzina i 15 minut.
Przed stadionem się dzieje. Deszcz coraz mocniejszy, kałuże coraz większe, ale stoiska z pamiątkami i jedzeniem skutecznie kuszą fanów. Wiszą już koszulki z numerem 7, który „przed chwilą” wybrał Deulofeu. Pamiątki w każdym z punktów idą jak świeże bułki.
Rzut oka na zegarek. 60 minut. Czas do wejścia. Ingresso 14 coraz bliżej. Od razu wiem, w którym to miejscu, bo tym wyjściem wychodziłem z San Siro Store latem. Kolejki jeszcze niewielkie. Pierwsza kontrola biletu, przeszukanie.
Szybko znajduję się przy kołowrotkach, przy których skanuję trochę przemoczony bilet. Sektor mam w pamięci. Ostatnia kontrola biletu i schodami do góry. Wreszcie jest - 217. Po drodze mijam jeszcze rozłożone pamiątki, ale chęć zobaczenia głównej areny zmagań jest tak silna, że nie zatrzymuję się nawet na chwilę.
Odnajduję swoje miejsce. Na samym środku murawy reklama największego sponsora - Emirates. Po kilku minutach wychodzą bramkarze. Czas leci szybko. Wreszcie na 40 minut przed meczem na telebimie pojawia się odliczanie. Czas na rozgrzewkę! 5, 4, 3, 2, 1… Twarze piłkarzy przelatują na ekranie, w głośnikach U2 - Pride. Bohaterowie pojawiają się na murawie. Robi się głośno. Wspaniale widzieć to na własne oczy, wspaniale samemu uczestniczyć w tej wrzawie.
Kolejny niezwykły moment to prezentacja „jedenastek”. Gwizdami przywitana Sampdoria. Byłem tak pochłonięty obserwacją włoskich kibiców, że przegapiłem, czy w wyjściowym składzie znaleźli się Linetty i Bereszyński. Ostatecznie tak. Logo Milanu na telebimie. Spiker podnosi głos. Zaczyna się.
- Gigioooo - zaczyna.
- Donnarumma - odpowiada San Siro.
I tak po kolei każdego z bohaterów.
Do meczu ostatnie minuty. Tabliczki z logiem TIM, za którymi staną za chwilę piłkarze i sędziowie, gotowe. Wielki banner Fly Emirates już zwinięty. Jeszcze ściągnięcie wody z reklam obok bramek i arena gotowa.
Z głośników nagle: „Che confusione, sarà perchè ti amo” i całe San Siro zaczyna śpiewać. Atmosfera wspaniała. Po chwili widać sędziów, za nimi obie „jedenastki”. „Milan, Milan”. Przywitanie, ściągnięcie bluz, piłka na środku. 45 minut ruszyło.
Deulofeu od pierwszych minut. Od razu widać, że większość piłek kierowanych do niego na skrzydło. Ten schodzi do środka. Kibice wstają, podanie, strzał, bramkarz Sampdorii odbija. Kilka akcji Milanu, ale na razie bez większego pomysłu albo precyzji.
Tymczasem błąd. Szybka kontra Sampdorii, Linetty ma przed sobą tylko Donnarummę. Uderzenie, San Siro zamiera, ale tylko na sekundę. Gigio broni prawą ręką.
Dość spokojna pierwsza połowa dobiega końca. W przerwie nieco przemarznięty próbuję udać się do stoiska gastronomicznego, ale widząc wielką kolejkę rezygnuję. To dobra okazja, żeby przejść się po całej trybunie. Po drodze wymiana poglądów w kibicowskich grupach. Przeciskam się obok osób trzymających ogromne flagi. Po chwili wracam w okolice swojego miejsca. Piłkarze pojawiają się na boisku. Czas, start po raz drugi.
I od razu widać inny Milan. Większa determinacja, śmielsze ataki rozgrzewają trybuny. Wreszcie 48. minuta. Zamieszanie w polu karnym Sampdorii, piłka trafia pod nogi Deulofeu, chwila zastanowienia, techniczny strzał, słupek. Kibice trzymają się barierek okalających sektor. Jeszcze nie koniec, dobija Bacca. Zablokowany. Jęk zawodu. Kibice siadają.
Ale tylko na chwilę. Kolejne ataki Milanu. Jest coraz lepiej. „W końcu muszą to zrobić” - mówię sobie w myślach. 59. Minuta, San Siro znów bliskie eksplozji kibiców. Pasalić trafia minimalnie obok słupka.
Dalej Milan gra dobrze. Sampdoria praktycznie bez posiadania piłki. Nagle strata na połowie rywala. Kontra gości, Quagliarellę w polu karnym fauluje Paletta. Gwizdek. Ręka arbitra skierowana na punkt oznaczający 11. metr przed bramką Donnarummy. Jeszcze jest wiara, bo Gigio bronił w tym sezonie karne. Podchodzi Muriel. Piłka leci w prawo, Donnarumma w lewo. 0:1.
Od tego momentu gra Milanu zmienia się. Montella robi podwójną zmianę - Abate i Lapadula na boisku. Bacca schodząc wyraźnie pokazuje, że nie zgadza się z tą decyzją. Po kilku minutach wchodzi drugi nowy nabytek - Ocampos. Na drugą stronę boiska przechodzi Deulefeu. Wierzę, podobnie jak wszyscy obok, że się uda, że piłka w końcu wyląduje w siatce.
Teraz! - krzyczę po polsku, gdy piłka trafia pod nogi Lapaduli, a ten ma kilka metrów do bramki.
Viviano broni. Nadzieja coraz mniejsza. A w szeregach Milanu coraz większa frustracja. Sosa dostaje drugą żółtą kartkę i w doliczonym czasie gry gospodarze grają już w „10”. Nie stwarzają żadnej dogodnej sytuacji, muszą się jeszcze bronić przed stratą drugiego gola. Gwizdek, koniec.
Smutne, ale też i zdenerwowane twarze kibiców Milanu da się zobaczyć przy wyjściu. To w końcu kolejna z rzędu porażka Rossonerich.
Kilka zdjęć przed stadionem, ostatni rzut oka w kierunku San Siro i w kolejkę do metra. Emocje schodzą.
Autor: MICHAŁ MŁODZIKOWSKI
*******************************************************
Wyjeżdżasz na mecz Milanu na San Siro bądź na wyjeździe? Napisz relację i podziel się fantastycznymi wspomnieniami z innymi polskimi kibicami naszego zespołu! Teksty z cyklu "Wasze Wyjazdy" prosimy przesyłać pod adres: acmilan.com.pl[at]op.pl.
Jak coś : acmilan.com
Kibicuje Milanowi od lat 90 niestety nie miałem okazji uczestniczyć w takim wydarzeniu. Pozdro dla tych, którzy mieli ku temu okazję. Mam nadzieję że i mi się kiedyś poszczęści.
Pierwszy moment jak już jesteś na górze - patrzysz wszędzie i nie nadążasz za własnymi myślami :)