SCUDETTO


WASZE WYJAZDY: Derbowy weekend i dosłowny tytuł...

28 kwietnia 2017, 08:58, Redakcja Artykuły
WASZE WYJAZDY: Derbowy weekend i dosłowny tytuł...

Ponieważ dział ten nazywa się „Wasze wyjazdy”, a nie „Wasze mecze”, mogę podzielić się z Wami moją historią. Na moje nieszczęście muszę potraktować ten tytuł bardzo dosłownie. Ale po kolei…

Podróż do Mediolanu planowaliśmy z żoną od grudnia ubiegłego roku. Od początku ustaliliśmy, że będzie to wyjazd rodzinny w terminie Wielkanocy. W lutym kupiliśmy bilety na samolot. Termin - od środy 12 do środy 19 kwietnia. Dla mnie oczywiste było, że mecz z Interem będzie główną atrakcją.

Po tygodniu jednak, z różnych powodów musieliśmy zmienić datę wylotu na… sobotę, 15 kwietnia. Wtedy nie wydawało mi się, że to jakikolwiek problem. Przecież derby nie zaczną się wcześniej jak o 15…

Kupiłem dwa bilety na mecz, dla mnie i dla teścia i czekałem na oficjalne potwierdzenie godziny rozpoczęcia meczu. Co się wkrótce okazało, doskonale wiecie. Ponieważ lecieliśmy z niespełna 3-letnim synem (do niego jeszcze wrócę), a planowany przylot na lotnisko Malpensa był o godzinie 11:45, fizycznie niewykonalnym było obejrzenie chociażby drugiej połowy meczu. Priorytet stanowiło dostanie się do wynajmowanego mieszkania z wózkiem i wszystkimi tobołami.

Po głębszej analizie zdecydowałem, że porzucam nadzieje na mój pierwszy w życiu mecz Milanu na żywo. Nie będę Wam mówił, co wtedy czułem, bo każdy z Was potrafi sobie doskonale to wyobrazić. Bilety odsprzedałem i starałem się kompletnie wyrzucić z głowy wspomnienie o tej całej sprawie. Mecz jednak to nie wszystko, gdyż już tym razem bez przeszkód mogłem zaplanować wizytę w oficjalnym sklepie, siedzibie klubu oraz na San Siro.

Do Mediolanu dolecieliśmy bez problemów i po drodze z lotniska udało mi się przez radio posłuchać części relacji z pierwszej połowy. Zdołałem usłyszeć, jak Candreva strzela na 1:0 i ponieważ przed przerwą musiałem wyłączyć radio i skupić się na szukaniu stacji metra, biletach i innych mało ważnych wtedy rzeczach, byłem przekonany, że takim wynikiem skończyła się pierwsza połowa. Po jakimś czasie sprawdziłem wynik w internecie  i nie bardzo wierzyłem w cud. A jednak Zapata tym ekwilibrystycznym kopnięciem zmazał wszystkie swoje winy z dotychczasowych występów. Tak więc mój pobyt w Mediolanie rozpoczął się mimo wszystko radośnie.

W niedzielę z samego rana poszedłem do kiosku po pamiątkowy numer La Gazzetta Dello Sport. Po śniadaniu natomiast wybraliśmy się do centrum, gdzie w Milan Megastore bez większych problemów przepuściłem sporo pieniędzy. Nie, wcale nie tylko na siebie, głównie na syna, ale i żona też coś dostała.
 
Casa Milan i San Siro zaplanowane były na wtorkowe przedpołudnie. Siedziba Milanu jakby lekko schowana wśród innych biurowców naprawdę robi wrażenie zarówno na zewnątrz, jak i w środku. Oczywiście weszliśmy zwiedzić muzeum. W tym miejscu chciałbym się Wam pochwalić jednym zdjęciem, na którym jestem ze swoim synem Paolo (tak, tak, dobrze się domyślacie, kto jest moim idolem). A zdjęcie to traktuję jak swego rodzaju przepowiednię...

Spore wrażenie zrobiła na mnie projekcja filmu z największymi sukcesami Milanu w sali z pucharami przy zgaszonym świetle (kiedy znowu doczekamy takich czasów?). Na koniec jeszcze rodzinne zdjęcie w formie naklejek Panini na tle Milanello i mogliśmy się kierować w stronę San Siro.

To była moja druga wizyta na stadionie. Pierwszy raz, 20 lat temu, przyjechałem tu z rodzicami. Wtedy w szatni wisiały koszulki m.in. Maldiniego, Baggio czy Weah’a. Tym razem w szatni Milanu nie było ani jednej koszulki. Po obejrzeniu najpierw muzeum San Siro, a następnie wspomnianej szatni Rossonerich, skierowaliśmy się w stronę tunelu celowo omijając szatnię Interu. Szkoda, że nie widzieliście miny jednego z pracowników, kiedy 3 razy grzecznie, ale stanowczo odmówiłem sobie tej przyjemności obejrzenia niebiesko –czarnego pomieszczenia. Gdyby tylko mógł, pewnie od razu by nas wygonił.

Wyjście z tunelu na boisko każdemu chyba zapiera dech w piersiach. San Siro, nawet puste, ma w sobie jakąś magię. Przypomniałem sobie te wszystkie wspaniałe mecze, tych wielkich zawodników, którzy tam biegali. Tych wspomnień nie da się kupić za żadne, nawet chińskie pieniądze. Usiąść na trybunach, w części dla vipów, pooddychać tym powietrzem. I wtedy znowu przyszła ta myśl, że szkoda, wielka szkoda, że nie mogłem tu być kilka dni wcześniej. Ale trudno, następnym razem na pewno mi się uda…

Pomimo tego, że nie dane mi było obejrzeć Milanu na żywo, te 4 dni w Mediolanie będę wspominał z dużym sentymentem. Głównie dlatego, że mój syn mógł po raz pierwszy poczuć ducha tej świątyni. Teraz już nie ma odwrotu, został ochrzczony i jest Rossonero…

Rossomak



11 komentarzy
Musisz być zalogowany, aby komentować
Orzelek79
Orzelek79
29 kwietnia 2017, 08:08
Gratuluję mimo nie że nie byłeś na meczu,
Ale bardziej podoba mi się że prawdopodobnie udało Ci się zaszczepić w synku ducha kibica może w przyszłości piłkarza , choć sam grałem i kibicuje Milanowi od 1989 roku to mój syn ewidentnie nie jest zwolennikiem piłki.
1
mufi
mufi
28 kwietnia 2017, 15:13
a ja też mam syna w drodze i żona nie chce mi pozwolić nazwać syna Marek (od Marco van Bastena) :)
0
Fushnikov
Fushnikov
28 kwietnia 2017, 17:20
Daj mu na imię Mario :)
1
mufi
mufi
29 kwietnia 2017, 12:18
nie no dziecka tak nie skrzywdzę, ale postaram się użyć talentów negocjacyjnych :)
0
grzesiekpl88
grzesiekpl88
28 kwietnia 2017, 12:13
Fajna relacja, zazdroszcze bo u mnie drugie w drodze i nieprędko doczekam spełnienia marzenia w postaci meczu na San Siro, trzeba się zająć małżonką. Pozostaje liczyć, że w el LE trafimy na Polski lub Slowacki zespół, wtedy nie odpuszczę :)
0
Fushnikov
Fushnikov
28 kwietnia 2017, 10:12
Dales dziecku na imię Paolo??
0
grzesiekpl88
grzesiekpl88
28 kwietnia 2017, 12:11
To jego prywatna sprawa. Lepsze to niż Brajan czy jakiś Stanley.
0
Owiec
Owiec
28 kwietnia 2017, 17:28
A nie lepiej na polskie Paweł? Pamietajmy że to potem będzie normalny człowiek a nie zwierzątko.
0
Owiec
Owiec
28 kwietnia 2017, 17:31
O Boże sorki źle zrozumiałem wypowiedź, przepraszam jeśli zostało to źle zrozumiane, nie o to mi chodziło przepraszam że to tak zabrzmiało
0
HIM1998
29 kwietnia 2017, 10:07
Naprawdę cię to razi? Fabian, Letycja, Aleksander itd. też Ci przeszkadzają? Może najlepiej żeby powstała księga imion, którymi przystoi nazwać swoje dziecko...
0
Owiec
Owiec
29 kwietnia 2017, 10:41
Nie, nie ale po prostu źle to zrozumiałem, to są fajne imiona
0

Zaloguj się

Zapamiętaj mnie Zapomniałeś hasło?

Zarejestruj się