Powiedzieć, że nie jestem przekonany do zaistniałej sytuacji i mnie ona zaskoczyła, to nic nie powiedzieć. Myślę, że jak każdy z nas przyjąłem informację o zmianie trenera z „gałami na wierzchu”. Oczywiście nie dlatego, że sportowa postawa drużyny nie dawała ku temu podstaw (śmiech przez łzy), ale przyszła chyba w najmniej oczekiwanym w ostatnich tygodniach momencie. Pytanie pozostaje otwarte – czy to ma jakikolwiek sens? I oczywiście odpowie na nie czas.
To chyba najfajniejsza rzecz w piłce nożnej. Kto wie, może właśnie ten aspekt powoduje, że ta z pozoru niezbyt skomplikowana gra cieszy się tak ogromną popularnością. Po prostu nie da się wyrokować, co się wydarzy. Oczywiście, wiele sytuacji da się przewidzieć bardziej, inne trochę mniej, a jeszcze inne w ogóle.
No bo kto by powiedział, że Zinedine Zidane obejmie Real Madryt i z marszu wygra dwa razy Ligę Mistrzów, doprowadzając jakiś zespół po raz pierwszy w historii do obrony tego tytułu? Kto mógł przewidzieć, że w połowie 2016 roku mistrzostwo Anglii będą świętowali kibice Leicester? Ba! Czy przykład nawet z naszego polskiego podwórka – kto by powiedział, że Pogoń Szczecin pod wodzą Macieja Skorży popadnie w taki kryzys?
Ale to jest właśnie piłka. Coś się zazębi, coś się nie zazębi. Coś odpali wbrew logice, coś się zatnie na takiej samej zasadzie. Z perspektywy kibica pozostaje tylko kibicować, cieszyć się chwilami i jak najmocniej trzymać kciuki, żeby jednak „żarło”.
A co jak nie „zażre”? No właśnie – najczęściej płaci trener. Zgadzam się z Vincenzo Montellą, że zaistniała sytuacja to po części wina wszystkich, ale konsekwencje ponieść musi szkoleniowiec. To jest dowódca bandy, a nikt nie będzie wymieniał wszystkich kucharzy, skoro może po prostu podziękować szefowi kuchni. A zwłaszcza, jeśli ci przyrządzający posiłki kosztowali latem 200 milionów euro…
Czytam, że decyzja o zwolnieniu trenera nadeszła z samej góry. Nie podjął jej z poczuciem pełnej racji ani Marco Fassone, ani Massimiliano Mirabelli, ale właśnie Yonghong Li oraz – zapewne – jego wierny doradca David Han. I ja nie mam prawa się temu dziwić. Mając na karku 300 milionów pożyczki, której termin spłaty upływa za niespełna rok, oraz coraz wyraźniejszą perspektywę braku jednego z głównych źródeł zakładanego dochodu, a więc kasy z Ligi Mistrzów, można się… przestraszyć.
Ta po prostu, przestraszyć. Sądzę, że Fassone uczulił Li, że nie od razu Kraków zbudowano i nie może oczekiwać bycia królem na świecie po transferowym szaleństwie. Ale nie sądzę również, że powiedział mu: „Słuchaj, kolego. W sumie to będzie gorzej niż przed rokiem, już przed Bożym Narodzeniem ligowe szanse na pierwszą czwórkę mocno się zawężą, a co dalej, to zobaczymy”. Na pewno nie.
Montella żegnając się z Milanello mówił o świadomości popełnionych błędów, ale również zaznaczył, że jest mu trochę przykro z powodu okresu, w którym nadchodzi zwolnienie. Teraz możemy gdybać – a co, jeśli decyzja zostałaby podjęta przed miesiącem? A przed dwoma tygodniami? A może jednak przełom czaił się tuż za rogiem i obecna chwila jest najgorszą z możliwych? Tego się nigdy nie dowiemy. Trenera z Kampanii nie broni ani miejsce, ani styl, ani bilans bramek, ani najbliższe perspektywy.
Ciekawe, czy wyrzuty sumienia czuje Nikola Kalinić. Gdyby wykorzystał z Toro jedną z tych czterech setek, to człowiek, który tak bardzo chciał go pozyskać za duże pieniądze, jeszcze by w Milanie pewnie pracował. Z naciskiem na jeszcze, co powinno zmniejszyć ewentualne przykre samopoczucie Chorwata. Formuła zmierzała do wyczerpania.
Ja dziękuję Montelli za to, że sprawił mi wspaniałe Boże Narodzenie 2016. Za to, że podarował wiele pozytywnych emocji. Za zremisowane derby w niesamowitych okolicznościach, za zwycięstwo z Juventusem, które miałem okazję obejrzeć na żywo, przez co wpadłem w jedną z największych euforii w swoim życiu. Za piękną jesień zeszłego roku, za zaufanie i poprowadzenie Suso, za odważne dawanie szans Locatellemu, za postawienie na Cutrone…
Jasne, lista grzechów i błędów też jest pokaźna. Nie zamierzam się jednak nad nią rozwodzić, pewnie w komentarzach wiele osób zrobi to za mnie. I z wieloma takimi zarzutami nie sposób się będzie nie zgodzić. Mam jednak w sobie coś takiego, że żegnając się z osobą, która choć niebezpośrednio, to jednak przewijała się w moim życiu dzień w dzień, staram się zapamiętać te pozytywne momenty – bo lubiłem tego człowieka i życzyłem mu jak najlepiej. Teraz, kiedy będę myślał „Montella”, stanie mi przed oczami Superpuchar czy inne świetne momenty, które przeżyliśmy wspólnie. Bo tak jak nam tutaj, tak i jemu tam najbardziej zależało na dobrych wynikach Milanu.
Vincenzo życzę bardzo dobrze i liczę, że nie pozostanie długo na bezrobociu. Ale my musimy już patrzeć wprzód, a tam rysuje się sylwetka Gennaro Gattuso. Czy jestem przekonany co do słuszności tego wyboru? Nie. Czy uważam, że to jest właśnie ta długo poszukiwana osoba? Nie. Wreszcie – czy sądzę, że to wypali? Nie. Czy trzymam kciuki z całego serca za to, żeby jednak wypaliło? Tak. Czy chcę kiedyś śmiać się z siebie i swojej niewiary? Pragnę jak mało czego!
Ale to tylko pobożne życzenia. Czytając teraz opinie Milanistów z całego świata mam wrażenie, że największe społeczne oczekiwania w stosunku do Rino sprowadzają się do tego, żeby kogoś pobił, zamknął w kontenerze na śmieci, albo chociaż sprawił jednego siniaka. Musimy jednak rozróżnić piłkarza-Gattuso od trenera-Gattuso. Jasne, pewne cechy, styl bycia i charakter pozostają na zawsze, ale dowodzenie zespołem zza linii to zupełnie co innego niż uprzykrzanie życia rywalom na pozycji defensywnego pomocnika.
Rozumiem problem dyrektorów – długo chcieli kontynuować z Montellą, co – w mojej opinii – przynajmniej w najbliższych tygodniach byłoby najrozsądniejsze, ale właściciel w pełni racjonalnie zdenerwował się ostatecznie i postawił na swoim. Co w takiej sytuacji? Darujmy sobie nazwisko Carlo Ancelottiego, bo to nie ta para kaloszy i nie o tej porze sezonu. Czy jest na rynku ktoś inny, kto zna dobrze realia Serie A i z miejsca gwarantuje poprawę ligowych wyników - bo o to nam wszystkim chodzi - oraz brak konieczności adaptacji? Giampiero Ventura (śmiech bardziej pusty niż dorobek bramkowy Milanu z Torino).
No więc wobec takiego obrotu spraw, Gennaro Gattuso prawdopodobnie był jedną alternatywą. Jego będzie dużo trudniej obrażać czy wyśmiewać, patrząc z perspektywy kibiców. Jego osobę będzie dużo trudniej podważać. Negować. Ale wiem też, jak ja się czuję od stycznia 2014 roku do teraz i wiem, jak czuje się wielu z Was, drodzy czytelnicy. To nie jest spojrzenie na legendę, która na białym koniu przekracza bramy Milanello. To jest pełne trwogi zwrócenie wzroku w kierunku wielkiego nazwiska, które ryzykuje jego nadszarpnięcie, tak jak stało się to w przypadku Pippo Inzaghiego (oczywiście nadal cieszącego się miłością i szacunkiem, nawet pomimo tych kilku przykrych miesięcy w garniturze).
I choć Rino nie gwarantuje momentalnej poprawy gry i wyników pierwszej drużyny, to nie wiem, czy nawet nie bardziej martwi mnie kwestia porzucenia przez niego Primavery. Ten projekt miał kapitalną prasę – wpajanie czerwono-czarnych wartości młodym chłopakom przez klubową legendę, kilka ciekawych transferów, wreszcie świetna forma i seria znakomitych wyników. Ale tego już nie ma, łeb tego zamysłu został już ukręcony. Szkoda. Wielka szkoda.
Gattuso to nie jest wymysł na parę dni czy tygodni. Na pewno nie – po prostu nie widać realnej kandydatury trenera „z nazwiskiem”, który mógłby tu się pojawić lada dzień. Tomas Tuchel, Laurent Blanc? To na ławce włoskiego zespołu byłaby zagadka, choć może trochę mniejsza w przypadku Francuza z racji na jego przeszłość piłkarską w Napoli i Interze.
Media nie bez powodu od dawna pompują temat Antonio Conte. Wydaje się, że to będzie cel numer jeden dla Fassone i Mirabellego na obsadzenie funkcji szkoleniowca, a uda się to zrobić pewnie najwcześniej latem. I to oczywiście opcja bardzo dobra i ciekawa. Tylko co wtedy z Gattuso? Powrót do Primavery, pożegnanie z klubem? Czy sam Rino po takim awansie chciałby znowu zejść o pokaźny stopień w dół? A może pokaże swoją wartość i zostanie na dłużej?
Nikt nie wie, jak to się ułoży. Zidane w Realu też chyba miał być tylko na chwilę. Gattuso może zacząć względnie dobrze – od obicia Benevento i spokojnego wejścia w nowe buty. Co potem – czas pokaże. Z całego serca życzę naszemu wojownikowi powodzenia, nawet jeśli z tyłu głowy rozum podpowiada, że to się nie uda. Oby miłość zwyciężyła nad rozsądkiem. Oby, ech… Znowu trzeba się karmić nadzieją, ale to chleb powszedni fana.
Jeszcze w poniedziałek z rana napisałem newsa, że przed drużyną spokojniejszy tydzień, bo jedyny od września do Bożego Narodzenia, gdzie nie ma meczu pomiędzy weekendami. No tak… Nie wziąłem poprawki na to, że jesteśmy AC Milan. Tu nie może być spokojnie. Ale kiedyś karta się odwróci, bo silna wiara zawsze popłaca. Oby tylko prędzej niż później.