Milan, Allegri i zawodnicy spotkają się w Milanello 7 lipca, aby rozpocząć okres przygotowań do nowego sezonu
Przy okazji 120. rocznicy powstania AC Milan w Sportweeku, weekendowym dodatku do La Gazzetta dello Sport ukazał się kilka dni temu okolicznościowy wywiad z byłym kapitanem, a obecnie dyrektorem klubu - Paolo Maldinim. Oto jego treść:
Paolo, kiedy poczułeś czym jest Milan?
"Pamiętam taki mecz w Milanello z moim bratem Alessandro. Jeden na jednego po całym boisku. Byliśmy bardzo mali. I jeszcze przyjęcie bożonarodzeniowe z moim ojcem. I oczywiście pierwsze testy w klubie. Nigdy nie zapytałem ojca, czym jest dla niego Milan i nigdy tego nie tłumaczyłem swoim dzieciom. Lepiej samemu to zrozumieć, dojrzeć do własnej idei".
Ty i Cesare lubiliście efektowną grę. To część DNA, które uniwersalnie przypisuje się Milanowi.
"Tak. Od zawsze Milan jest postrzegany jako drużyna techniczna, która chce prezentować efektowną piłkę. To samo odnosi się do formacji młodzieżowych. To jest zapisane w naszym DNA głębiej, niż wszyscy myślą".
Jak poważna jest odpowiedzialność człowieka nazwiskiem Maldini w strukturach Milanu?
"Trudno to wyjaśnić, ale niech wystarczy taki przykład: kiedy zaczynałem grać w Milanello, wszyscy wołali na mnie Cesare. Kiedy zaczynał grać Cristian, wszyscy wołali na niego Paolo. To samo dotyczy Daniela. W ten sposób ujawnia się cała rodzinna historia, wspomnienia, które po nas pozostały".
Występowałeś w drużynie własnego ojca. Jak trudno jest w tej chwili oddzielić rolę taty Daniela od roli dyrektora?
"Trudno jest ludziom to zrozumieć, ale to bardzo proste dla kogoś, kto zawsze starał się być obiektywny i uczciwy wobec siebie. Niektórzy widzą ten sam konflikt interesów, który widzieli w czasach mojego debiutu... Jest w tym bardziej aspekt emocjonalny, ale to nie problem - to powód do dumy".
W Manchesterze, kiedy podnosiłeś do góry Puchar Mistrzów jako kapitan, 40 lat po Cesare, pomyślałeś o ojcu?
"Oczywiście. Wiedziałem, że jest obecny. To była wspaniała historia, którą można opowiadać, a jeszcze lepiej samemu przeżywać. Myślałem o tym przed finałem, a potem faktycznie to się wydarzyło. Zauważcie, że w nazwisku Maldini zawierają się wszystkie litery tworzące słowo Milan. Być może to nie przypadek, ja w tym widzę wielki sens".
Jaka była pierwsza rada, którą dał ci Cesare i ostatnia, którą ty dałeś synowi, Danielowi?
"Są to rady zwykle bardziej związane z życiem niż piłką. Mój ojciec powiedział mi, abym zawsze był odpowiedzialny i nigdy nie szukał wymówek. Danielowi wyjaśniłem kilka miesięcy temu, że szanse pojawiają się niespodziewanie i trzeba je chwytać, bo być może drugi raz się nie powtórzą. A nie wiedziałem wtedy, że zostanie włączony do pierwszej drużyny".
Jak jest myśl przewodnia, która łączy 60 lat spędzonych przez Maldinich w Milanie?
"Pasja do piłki i do Milanu. Spontaniczna i naturalna pasja, zupełnie nienarzucona. Mój ojciec pozwolił mi wybrać, czy chcę iść na testy do Milanu, czy do Interu, czy chcę grać w bramce, czy w polu. W ten sam sposób nigdy nie zmuszałem Cristiana czy Daniela do gry i kibicowania Milanowi".
Czy znasz dobrze historię Milanu? Jeśli powiem "Kilpin"...?
"To bardzo proste: założyciel klubu. 16 grudnia na cześć Kilpina nazwiemy jego imieniem rondo przy Casa Milan".
W dobie aplikacji i wyszukiwarek internetowych, jak bardzo liczy się kultywowanie pamięci?
"Jest kluczowe. Piłka nożna i sport na szczęście mają swoją własną, szczególną specyfikę. Odnoszę się tutaj do doświadczeń kibiców, nie tylko zawodników. Mecze obejrzane na żywo, wyjazdy, cierpienia, chłód na stadionie - to są wszystko rzeczy, które nosisz w sobie. Mecz jest rozgrywany także przez każdego z widzów. I kiedy wraca on do domu, pozostają w nim emocje albo wspomnienia, które przetrwają na zawsze. Zdjęcia też są cenne, bo od dyskusji przy stole często przechodzimy do wyszukiwania w internecie gola albo wyjątkowego zagrania. Teraz nie trzeba już niczego zapamiętywać, bo wszystko jest na wyciągniecie ręki, ale kult pamięci pozostaje wielką wartością. A to, co działo się na początku XX wieku, trzeba zachować i przekazać dalej. Milan narodził się dzięki rewolucyjnej jak na tamte czasy idei".
Wskażesz trzy wartości, które wyróżniają Milan?
"Pasja. Elegancja. Ambicja. Miewaliśmy bolesne upadki, ale zawsze się podnosiliśmy, choć trzeba też wziąć pod uwagę różne epoki. W czasach Berlusconiego było łatwiej się podnieść. Milan miał mocną strukturę klubową i mniejszą konkurencję. Teraz wszystkie angielskie zespoły i wiele innych w Europie stać na wydawanie dużych sum w trakcie mercato".
Był zwycięski cykl pod znakiem Szwedów, potem Holendrów, byli utalentowani Brazylijczycy. Jednym z sekretów była zdolność asymilacji różnych kultur, które przybywały do Milanello?
"Oczywiście. W tej chwili może się to wydawać banalne w dobie globalizacji, ale kiedyś tak nie było. Nie zapominajmy też o Weah, który obecnie jest prezydentem Liberii".
Czym jest poczucie przywiązania do barw klubowych?
"To wartość dodana. Być może łatwo o to w czasach tryumfów, ale kto miał okazję przebywać w Milanie, zawsze nosi w sobie jakąś cząstkę tego klubu. Widzę to, kiedy wielu byłych zawodników przychodzi do mnie do biura w odwiedziny tylko po to, by wypić wspólnie kawę i zamienić kilka słów".
W Milanello oddycha się historią?
"Ja zawsze miałem wrażenie, że w Milanello oddycha się tą samą atmosferą, którą potem wyczuwałem na San Siro lub innych wielkich europejskich stadionach. Być może jest to ośrodek sportowy, który potrzebowałby więcej miejsca i lepszej infrastruktury, ale pozostaje jedyny w swoim rodzaju, bo jest naprawdę jak dom. W żadnym przyszłym projekcie modernizacji nie zostanie zaniechana ta idea ciepła domowego ogniska, którego wspaniałe awangardowe ośrodki nie potrafią przekazać".
Zdarza ci się przechadzać po klubowym muzeum?
"Tak. Ze wszystkich przedmiotów najbardziej podobają mi się Złote Piłki i niektóre historyczne koszulki Rossonerich. W domu nie mam nic. Zachowałem tylko koszulkę z finału w Manchesterze, która w dodatku jest podarta, bo Tacchinardi ciągnął mnie za nią przy rzucie rożnym. Poprosiłem kolegów, by się na niej podpisali, bo sądziłem, że będzie to mój ostatni finał Ligi Mistrzów. Tymczasem zagrałem jeszcze w dwóch innych. I nie wiem już nawet, gdzie jest ta koszulka".
Z jakim graczem Milanu, z którym nie miałeś okazji dzielić szatni, chciałbyś móc zagrać?
"Wspaniale byłoby móc zagrać z Riverą. Taką okazję miał mój ojciec, więc to też się liczy".
Piłkarze, trenerzy, prezesi przychodzą i odchodzą, ale klub trwa zawsze. Ile razy słyszałeś to hasło i kiedy zrozumiałeś, że tak właśnie jest?
"Słyszałem to hasło wiele razy i tak powinno być. W naszej rodzinie trudno nam się nawet na chwilę wyłączyć ze świata Milanu, ale jestem święcie przekonany, że nic nie stoi ponad klubem - nawet prezesi i właściciele. Zawsze to powtarzam zawodnikom".
Jaki gatunek literacki wybrałbyś, aby opowiedzieć historię Rossonerich?
"Jeden nie wystarczy. Zdarzyło się tak wiele: emocje, trudne etapy, momenty godne thrillera, historyczne zwroty akcji, pasje, wspaniałe ludzkie historie. Niczego nam nie brakowało".
Jak wyobrażasz sobie Milan za 120 lat?
"Marzę o piłce stworzonej z emocji, pełnej wartości, które nigdy nie wyjdą z mody, bo stanowiły fundament zwycięstw odniesionych w tych 120 latach i będą podstawą przyszłych sukcesów. W trudnych chwilach bardziej niż te piłkarskie liczą się ludzkie zalety".
Jak wyobrażasz sobie Milan za kilka lat?
"Aby coś zmienić, musisz stworzyć plan do zrealizowania w niezbyt odległym terminie. Trzeba jednak mieć ambicję, aby złapać pociąg - jeśli nadarzy się okazja - i przyspieszyć. Bez takiego podejścia nie wygralibyśmy scudetto za Zaccheroniego oraz przynajmniej paru Pucharów Mistrzów. Musimy być gotowi, by załapać się na pociąg, kiedy ten nadjedzie i dogonić czołówkę. Potem w dodatku można nagle odkryć, że nie tylko dotrzymuje się rywalom kroku, ale nawet jest się od nich lepszym. My zatem pracujemy, aby położyć fundament, ale jesteśmy też gotowi do skoku".
Gdybyśmy spotkali w Niebie Nereo Rocco, Liedholma i twojego ojca, co powiedzieliby na ten wywiad?
"[Uśmiech i dłuższa chwila zastanowienia - red.] Sądzę, że na myśl o Milanie uśmiechnęliby się i to samo powinni zrobić kibice Rossonerich, wracając myślami do tych trzech wyjątkowych postaci. Podarowali nam dumę oraz satysfakcję - sens życia sportowca".
Legendy Bayernu, Barcy, Realu, Juve, Interu mają jakiś specjalny papierek z uniwerka, który jest przez was akceptowalny?
Czepiacie się Maldiniego dla zasady, zanim podjął choć jedną decyzję sam. I owszem, jedna była wyjątkowo błędna. Na szczęście inne były spoko i pozwalają w coś wierzyć.
No i powtórzę pytanie PaoloACM: co takiego super zrobił "doświadczony i wykształcony" Gazidis?
Sam też spytam, jakie lepsze decyzje podjął
"doświadczony i wykształcony" Leonardo?
Oceniać tych dyrektorów będziemy mogli po owocach. Na razie na to za wcześnie.