Rozczarowanie...
Milan wciąż pozostaje niepewny zdobycia wicemistrzostwa Włoch. W niedzielnym pojedynku po kilku zwrotach akcji Rossoneri zremisowali z Genoą 3:3.
Oto treść wywiadu z Diogo Dalotem, który magazyn Sportweek, weekendowy dodatek do La Gazzetta dello Sport, zamieścił jeszcze przed (felernym) meczem ze Spezią:
"Słuchaliście kiedyś fado, tej portugalskiej, powolnej, melancholijnej muzyki, podobnej do lamentu, która hipnotyzuje albo skłania do ucieczki jak najdalej - w zależności od charakteru i nastroju danej chwili? Możecie więc drażnić tego chłopaka, jak tylko chcecie, naciskać, by opowiedział o szaleństwach, których dopuścił się w swoim życiu - w końcu dwudziestolatek musiał przecież choć raz zrobić coś szalonego, o czy można opowiedzieć! – ale tylko stracicie czas. Diego Dalot jest człowiekiem w stylu fado i w dodatku jest z tego (słusznie) dumny. W jego dotychczasowym żywocie młodzieńca i piłkarza nie ma mowy o dekoncentracji czy rozproszeniu. Nie ma mowy o głupotach – nazwijmy to po imieniu. Istnieją tylko niewzruszona powaga i szalona koncentracja. To chyba dlatego tak bardzo przyjaźni się z innym Portugalczykiem z Milanu, Rafą Leão, od którego znacznie się różni. Nie chodzi oczywiście o brak profesjonalizmu, ale Leão jest o wiele większym ekstrawertykiem. Gwoli wyjaśnienia – Rafa jest tym człowiekiem, który w Milanello rzuca się śnieżkami, Diogo jest tym, który robi unik, aby nie dostać i ze zgorszenia przewraca oczami. Kilka dni przed wznowieniem rozgrywek Ligi Europy, w których Dalot zwykle otrzymuję szansę gry w wyjściowym składzie, spróbujmy znaleźć jakiś prześwit w tej zbroi z marmuru bocznego obrońcy na wypożyczeniu z Manchesteru United, dobrze zbudowanego, z kwadratową szczęką i włosami à la Clark Kent (lub Superman jeśli wolicie).
Jesteś siódmym Portugalczykiem w historii Milanu. Tylko Rui Costa zapisał się w niej złotymi zgłoskami, wygrywając mistrzostwo i Ligę Mistrzów. To tylko przypadek czy też zawodnikom z ligi portugalskiej jest wyjątkowo trudno przystosować się do włoskiej piłki?
Pod kątem fizyczności i intensywności gry włoska piłka z pewnością jest bardziej wymagająca niż portugalska, ale my zawodnicy pochodzący z tamtej rzeczywistości piłkarskiej pokazaliśmy już, że potrafimy się dostosować do różnych kontekstów. To staram się robić w Milanie i to dla mnie powód do dumy.
Jak bardzo pomaga młody wiek? Ty i Leão dobrze sobie radzicie również dlatego, że jesteście dwudziestolatkami, więc jesteście bardzie otwarci na inna piłkę i kulturę?
Myślę, że tak. My młodzi jesteśmy bardziej skłonni do konfrontacji z nowym. Fakt, że znam Leão od lat i że się przyjaźnimy, bardzo mi pomaga, ale miałem też szczęście, że zastałem tutaj grupę zawodników i sztab szkoleniowy, którzy stanowią jedność. To przyspieszyło moją aklimatyzację.
A propos Leão. Kiedy jesteście razem, można odnieść wrażenie, że bardzo się różnicie – jeden poważny, spokojny, zrównoważony w zachowaniu, a drugi ekstrawagancki, począwszy od stroju i włosów, które przez pewien czas miały blond kolor. To słuszne spostrzeżenie?
Tak, jesteśmy dość różni od siebie. Rafa poza boiskiem jest dużo bardziej ekstrawertyczny. Nawet na boisku to ja wyglądam na tego bardziej skoncentrowanego. Nie znaczy to, że on nie jest skoncentrowany. Powiedzmy, że inaczej się to u niego przejawia. Może dlatego tak się przyjaźnimy, bo się uzupełniamy.
Poza boiskiem który z was ma większy wpływ na drugiego?
Ja dla niego jestem figurą niemal ojcowską – uspokajam go, zachęcam do przemyślenia sprawy, zanim zacznie działać, proponuję, żeby zwolnił. Wspieram go i mówię, co jest dobre, a co nie. On odwrotnie – uważa, że muszę trochę wyluzować, że nie powinienem się wszystkim zamartwiać. Jesteśmy przeciwieństwami. To bardzo zabawne.
Rafa robi sobie żarty?
Sam nawet zamieściłem zdjęcia na Instagramie, jak rzuca we mnie śniegiem w Milanello. Śmieje się ze mnie, jak czegoś zapomnę zabrać na trening. Ale nie przesadza, bo wie, że się zdenerwuję.
Leão uznaje jednak twoje zasługi jak osoby, która w szatni słucha najlepszej muzyki.
To prawda. Lubię fado. Tylko ktoś posiadający wysoką kulturę muzyczną, potrafi to docenić. Dla nas Portugalczyków to część historii, tradycji, kultury właśnie. Nie mogę jednak wymagać, by rozbrzmiewała w Milanello. Przed treningiem puszczam reggaeton, hip-hop – krótko mówiąc muzykę, która może się spodobać wszystkim.
Wracając do tematu portugalskich piłkarzy we Włoszech - nie ma nikogo bardziej popularnego od Cristiano Ronaldo. Poznałeś go wcześniej przed spotkaniem przy okazji meczu Milan-Juve?
Miałem tę możliwość w lecie przy okazji zgrupowania reprezentacji. My gracze kadry U-21 byliśmy w tym samym hotelu co pierwsza reprezentacja. Od dawna chciałem poznać Cristiano, zawsze był dla mnie punktem odniesienia, moim idolem w dzieciństwie. Mam nadzieję, że będziemy mogli spotkać się jeszcze przede wszystkim na boisku w barwach Portugalii.
Niedługo Ronaldo zmierzy się z waszym rodakiem, Sergio Conceição, trenerem Porto, w meczach 1/8 finału Ligi Mistrzów. To właśnie Conceição wypromował cię w seniorskiej piłce. Jaki to typ trenera?
Ma bardzo silną osobowość. Wykonuje naprawdę solidną pracę, jego wyniki mówią same za siebie. Wprowadził już drużynę do 1/8 finału Ligi Mistrzów, nie ma mentalności kogoś skazanego na porażkę.
Więc Juve jeszcze nie przeszło do następnej rundy?
Juve popełni błąd, jeśli pomyśli, że już wygrało. Porto na pewno podejmie walkę. Ma wielką szansę pokazać, że należy do grona czołowych ekip w Europie. To prawda, że od dawna nie dotarło do finału czy półfinału, ale zawsze liczy się w walce.
Inny portugalski trener, Mourinho prowadził cię w Manchesterze United. Czego się od niego nauczyłeś?
Bardzo wiele. To przede wszystkim człowiek, dzięki któremu wskoczyłem stopień wyżej, gdyż dał mi szansę gry w ważnej lidze i w najbardziej prestiżowych rozgrywkach – Lidze Mistrzów. Zawsze też pokazywał i tłumaczył, czego mi jeszcze brakuje, aby grać na najwyższym poziomie. Podoba mi się także jego sposób zarządzania zespołem.
Co ci się podoba w Piolim?
Jego umiejętność komunikowania się z zawodnikami, dzięki czemu każdy czuje się potrzebny i wyjątkowy, niezależnie od tego, czy gra w każdym meczu, czy raz na miesiąc. Jako trener wykonuje fantastyczną pracę. Tabela Serie A mówi sama za siebie.
A tak szczerze – liczyłeś, że na tym etapie sezonu będziesz miał więcej występów na koncie?
Kiedy przyjąłem ofertę Milanu, miałem jeden cel ważniejszy od innych – poczuć znowu murawę. A jeszcze wcześniej – poczuć się znowu piłkarzem po tych wszystkich urazach, które zablokowały mnie w ostatnich trzech latach. Udało się. Jak dotąd byłem zawsze do dyspozycji trenera. Chciałem też pokazać poprzez codzienną pracę, że zasługuję na grę. I ten cel też udało mi się osiągnąć – do tej pory rozegrałem 16 meczów. Wydaje mi się, że to pozytywny wynik.
Twoim konkurentem do gry jest Calabria. Jaki to ma wpływ na grę Milanu?
Od bocznych obrońców Pioli wymaga zachowania równowagi – solidności w obronie i wsparcia w ataku. W porównaniu do Calabrii jestem nieco bardziej ofensywnym zawodnikiem. Zawodnicy o różnej charakterystyce są zasobem zespołu. Davide, Theo i ja mamy różne umiejętności i to jest plus dla drużyny, bo daje trenerowi szansę wyboru i zwiększa konkurencyjność na treningach. W wielkich klubach jak Milan konkurencja podnosi ogólny poziom drużyny.
Ty wybiłeś się w 2016 roku, kiedy wygrałeś z Portugalią Mistrzostwa Europy do lat 17 i zaznaczyłeś swoją obecność jako ofensywnie nastawiony boczny obrońca. Od tamtego czasu dużo pracowałeś nad fazą defensywną i wydajesz się bardziej zablokowany, gdy trzeba atakować. Reasumując - czy te cechy, o których wspomniałeś wcześniej, nie zostały trochę wynaturzone?
W karierze piłkarskiej następują różne etapy. Mój sposób gry z 2016 roku nie może być dzisiaj taki sam. Poziom gry i rywali jest wyższy. Trzeba również umieć bronić. Rozumiem sens tego pytania, ale mój cel teraz to stać się piłkarzem kompletnym. Kiedy pewnego dnia zakończę karierę, chciałbym mieć na koncie wiele sukcesów i żeby mówili o mnie, że stanowię punkt odniesienia dla zawodników występujących na mojej pozycji.
A propos zwycięstw. Czy w Milanello zaczęliście wierzyć w scudetto?
To normalne, kiedy zdobywasz dużo punktów, a w szatni są piłkarze – obecni lub byli – który wiele wygrywali jak Zlatan czy Bonera i Dida. Najważniejsze to zachować równowagę. Jeśli nam się uda, to jestem pewien, że do końca będziemy liczyć się w walce o tytuł.
Być może łatwiej jest dojść do końca w Lidze Europy, gdzie jest mniej meczów do rozegrania.
Trzeba szanować Crvenę Zvezdę, naszego następnego rywal. Sam herb, który nosimy na piersi, nie wygra za nas meczów. Rywale bez publiczności sporo tracą, ale wciąż są groźni [publika będzie ocena częściowo - red.].
Zawsze grałeś jako boczny obrońca?
Zaczynałem jako skrzydłowy, potem jako 13-14-latek przeniosłem się do obrony.
Czy to ojciec pierwszy podsunął ci piłkę do zabawy?
Marzył o tym, by zostać piłkarzem, ale to były inne czasy i babcia oczekiwała, że ojciec będzie studiował. Został adwokatem, ale pamiętam wciąż, jak prowadził mnie za rękę na stadion na mecze Porto. Miałem 4 czy 5 lat. Widziałem, jak Porto "Mou" wygrywa Ligę Mistrzów. Moja matka jest nauczycielką. Dalot to jej nazwisko. W Portugalii dzieci zwykle noszą też nazwisko matki. Tata nazywa się Jacinto.
Tata adwokat, mama nauczycielka – to wyjaśnia, dlaczego jesteś taki poważny. Czy to możliwe, że nigdy nie zrobiłeś niczego szalonego?
Trudno odpowiedzieć, bo od dziecka zawsze byłem osobą, która zastanawia się nad każdą decyzją, która zawsze stara się postąpić jak należy i bardzo się wszystkim przejmuje. Moje największe szaleństwo to była wiara w to, że mogę zostać profesjonalnym piłkarzem i grać na tym poziomie. Zaryzykowałem przenosinami do Porto w wieku 14 lat, potem wyjazdem do Anglii jako 18-latek i przenosinami do Mediolanu jako 21-latek. Według mnie w tych wyborach jest coś z szaleństwa".
Wszystko jasne dlaczego Leao obniżył loty, Dalot mu kazał :D
Skończ chłopie na tych 16 meczach i przestań się kompromitować na boisku i poza nim. XD