MILAN – BOLOGNA 3:1!
Paolo Maldini udzielił wywiadu Sette, tygodnikowi wydawanemu przez Il Corriere della Sera. Oto treść rozmowy, którą z dyrektorem sektora sportowego Milanu przeprowadził włoski dziennikarz Marco Imarisio:
Paolo, w 2022 roku nastąpi oficjalne ogłoszenie pożegnania z San Siro?
- Wierzę i mam nadzieję, że tak się stanie. To robi wrażenie - zdaję sobie z tego sprawę. Na mnie tak samo. Tam grał mój ojciec, tam grałem ja i tam gra mój syn. To był mój dom. Jeśli skupimy się na wspomnieniach, to kto bardziej niż ja mógłby się poczuć dotknięty tą epokową zmianą?
Nie sądzi pan, że ten stadion jest częścią historii Mediolanu?
- Oczywiście, że tak. Ale jeśli stał się tak ikonicznym miejscem, to jest to zasługa wielkich osiągnięć klubów i piłkarzy, którzy tam występowali. O tym trzeba pomyśleć. Jeśli chcemy, aby Milan i Inter wróciły na najwyższe szczeble europejskiej piłki i zapisały kolejne piękne karty historii, takie jak te na San Siro, nie możemy obejść się bez nowego stadionu. Alternatywa nie istnieje. To nie jest opinia - to fakt. Nie chcę zamazywać cudownej przeszłości. Tylko że ja wolę patrzeć w przyszłość. To trochę idea całego mojego życia.
Jakie jest pana najżywsze wspomnienie?
- No i znów wracamy do wspomnień... Niezależnie od tego, jak to się potoczyło, to jest nim mój ostatni mecz - ten z Romą. Prawdziwa potyczka, która była bardzo ważna i którą ostatecznie przegraliśmy. To była dla mnie karuzela emocji, także przed samym spotkaniem.
Mogę powiedzieć, że to zaskakujący wybór?
- Ze względu na kontestację paru kibiców? To była mniejszość, która zawsze zyskuje większy rozgłos niż cała reszta fanów. Ja nie należałem do tego świata. W trakcie mojej profesjonalnej kariery starałem się zawsze dawać z siebie wszystko, oczekując szacunku i akceptując porażki, co jest bardzo trudne, bo to zawsze bolesne momenty. Możemy powiedzieć, że także dzięki tym gwizdom odchodziłem z piłki zostawiając po sobie niebanalne wspomnienie.
Był pan gotowy na odejście?
- Tak, choć nieco później, kiedy po raz pierwszy od trzydziestu lat byłem na wakacjach w sierpniu, usłyszałem w radiu informację, że Milan zaczyna letnie przygotowania i miałem dziwne poczucie wyobcowania. Jeśli oni są tam, dlaczego ja jestem nad morzem? W tamtym sezonie wróciłem na stadion na derby i po raz ostatni w życiu poczułem te emocje, które definiowały moje piłkarskie życie - mieszankę ekscytacji, strachu i euforii, które zawsze ściskały żołądek przed wyjściem na boisko. Pewien rodzaj naturalnego narkotyku. Być może rzecz, której najbardziej mi brakowało.
Pana najpiękniejszy mecz w europejskich pucharach?
- Bezapelacyjnie pierwsze zwycięstwo w Pucharze Mistrzów. Barcelona, 1989 rok, spotkanie ze Steauą Bukareszt. Możliwe, że to jeden z ostatnich meczów, kiedy cały stadion był po stronie tej samej drużyny. Teraz są sztywne reguły co do zapełnienia obiektów, nie ma już bloków wschodnich, nie ma Ceausescu. Miasto zalali nasi kibice, to było jak masowa emigracja. Gdy jechaliśmy na stadion, zarówno nasz autokar, jak i ten Steauy, zostały zablokowane przez czerwono-czarną falę kibiców. Wynik można było z góry przewidzieć.
Co gorsze: zgaszone reflektory w Marsylii czy druga połowa z Liverpoolem?
- To pierwsze. Finał z Liverpoolem to po prostu wynik meczu, jakkolwiek niewiarygodny i bolesny by nie był. Mecz pod naszą dominacją. Jeśli rozegrasz go dziesięć razy, to dziewięć razy wygrasz. A tamtej nocy w Marsylii byliśmy pod wpływem czegoś, co nie powinno mieć miejsca. To był brak przyzwyczajenia do porażki, a co za tym idzie nieumiejętność zaakceptowania jej. A to pierwsza rzecz, której należałoby uczyć młodych piłkarzy.
Trudniej znosi się bycie synem piłkarza czy bycie ojcem piłkarza?
- Bycie synem piłkarza. Dużo się nacierpiałem na boiskach na peryferiach, a sądzę, że teraz niestety jest jeszcze gorzej niż wtedy. Mój tata przychodził oglądać mecze, a ja słyszałem co mówili ludzie, widziałem skierowane na mnie wrogie spojrzenia. Myślę, że ścieżka mojej kariery została nakreślona w tamtych okolicznościach. Mogłem się poddać albo starać się być zawsze jednym z najlepszych, żeby pokazać wszystkim, iż nie byłem tylko "synem Cesare". Za każdym razem motywowałem się wyobrażając sobie to, co mówią rodzice moich rywali.
Naprawdę ojciec pozostawił panu wolny wybór między Milanem i Interem?
- Kiedy zamknę oczy, to nadal pamiętam tę scenę. Miałem 10 lat. Byliśmy w kuchni, siedzieliśmy obok balkonu w naszym starym domu w dzielnicy Citta Studi. Być może ojciec wierzył, że dam mu tę konkretną odpowiedź... Zapytał też, czy chciałbym grać w bramce, co bardzo lubiłem, czy też grać w polu. Od tamtego momentu nigdy więcej mnie nie pytał, kim chcę zostać. Zawsze powtarzał to, co ja mówię dzisiaj zawodnikom Milanu. Chcesz wykonywać ten zawód? Daj z siebie wszystko, szanuj zespół i wszystkich ludzi. Bądźcie uczciwi, a nigdy nie będziecie niczego żałować. Ostatecznie jesteśmy tacy jak nasi rodzicie, trudno od tego uciec.
Także w relacjach z własnymi dziećmi?
- Spokój, z jakim mój ojciec kierował moją karierą, zawsze robił na mnie wrażenie. Im jestem starszy, tym bardziej mnie to uderza. Wszyscy mówią o Danielu, ale ja bardziej cierpię z powodu Christiana, który dwa razy zerwał więzadła - w wieku 16 i 17 lat. Obaj są tacy jak ja - nie zwierzają się swojemu ojcu. Ale wiem, że odbiło się na nich to, że są moimi synami.
Dlaczego jest pan jedynym mistrzem, który nigdy nie napisał swojej autobiografii?
- Wiele razy mi to proponowano. Ale autobiografie mają sensy tylko wtedy, kiedy człowiek opowiada naprawdę wszystko. Według mnie to nie jest właściwe w moim wypadku. Jestem człowiekiem wiernym niepisanemu kodeksowi piłkarza. To przejaw szacunku wobec wszystkich zespołów, z którymi współpracowałem - od pierwszego Milanu z Franco Baresim do ostatniego z 2009 roku. Nie chciałbym opowiadać swojej prawdy. Kiedy mówisz o drużynie, nie istnieje jeden punkt widzenia.
Co pan robił w trakcie dziewięciu lat poza światem piłkarskim?
- Dzień po ostatnim meczu poszedłem ściąć włosy. Z długich na krótkie, takie jak noszę obecnie. Chciałem dokonać zmiany. Chciałem też, aby mnie ceniono lub nie ceniono za to, kim naprawdę jestem, nie dlatego, że byłem Paolo Maldinim, ex-piłkarzem. Miałem szczęście zakończyć karierę, kiedy moje dzieci były jeszcze małe. Móc poświęcić im czas to było coś fantastycznego. Cieszyłem się zwykłym życiem.
W trakcie kariery piłkarskiej to nie było możliwe?
- Moim piłkarzom powtarzam zawsze, że kiedy przekraczasz bramy Milanello, musisz zapomnieć o wszystkim i myśleć tylko o piłce nożnej. Ale to prowadzi nieubłaganie do poświęcenia relacji z innymi osobami. Kiedy grałem, nawet zwykłe spotkanie na kawę ze znajomymi to było doświadczenie, na które często nie mogłem sobie pozwolić.
Jak wyglądał powrót do Milanu po tak długim czasie?
- Na początku wracałem co wieczór do domu i mówiłem żonie, że to katastrofa. Cały czas powtarzałem Leonardo, który chciał mnie w klubie obok siebie, że czuję się bezużyteczny. Nie rozumiałem części administracyjnej mojej pracy, pytałem sam siebie, co ja tu robię. Ja muszę czuć, że odgrywam ważną rolę.
A kiedy Leonardo powiedział panu, że wraca do Paris Saint Germain?
- "O czym ty do cholery gadasz, Leo?" - tak odpowiedziałem, wytrzeszczając oczy. Poczułem się zagubiony. Ale szczerze mówiąc, chwilę później po raz pierwszy poczułem się na swoim miejscu. Wróciłem do sytuacji, w której nie było nikogo, kto pełniłby rolę mojej tarczy ochronnej. Do tego zawsze dążyłem. Jestem bardzo wdzięczny Leonardo, nauka u niego była dla mnie kluczowa. Często ze sobą rozmawiamy.
Nawet po tym, jak sprzątnął panu bramkarza, najlepszego zawodnika Euro?
- Wiem, że czasem brzmię prawie jak fatalista. Gianluigi Donnarumma to dobra osoba, bardzo emocjonalna. Ja wierzę, że w idealnym świecie jedyną prawdziwą motywacją piłkarza powinna być jego pasja. Ale jeśli twoim celem jest awans społeczny i pieniądze z przeznaczeniem dla rodziny, która dla ciebie zaciskała pasa, gdy byłeś dzieckiem. Cóż... To też jest motywacja, którą trzeba zrozumieć i uszanować.
Więc nie chodzi tylko o same pieniądze?
- Aby osiągnąć określone rezultaty i pozycję piłkarską, motywacja sportowa jest kluczowa. Może się zdarzyć, że potrzeby piłkarza nie pokrywają się z potrzebami klubu. Niektórzy są w stanie zaczekać, innym się spieszy. Nie do mnie należy ocena tych wyborów.
Wielki Milan, zdobywca dwóch Pucharów Mistrzów z rzędu wygrałby także bez Arrigo Sacchiego na ławce, jak twierdzi pana przyjaciel Marco van Basten?
- Może wygralibyśmy także z innym trenerem. Ale uwaga - tamta drużyna została zapamiętana, bo stworzyła coś unikalnego i był to początek wielkiego cyklu zwycięstw Milanu. A ja uważam, że bez wkładu Arrigo historia Milanu ostatnich 25 lat byłaby zupełnie inna, bo to jego obsesyjne dążenie do perfekcji zmieniło nas w drużynę, którą się staliśmy.
Ta obsesja to było także ograniczenie?
- Istnieje paradoks Sacchiego. Byliśmy niepokonani w decydujących meczach, ale przegraliśmy wiele mistrzostw. Dążenie do perfekcji implikuje to, że nie możesz być perfekcyjny przez jedenaście miesięcy z rzędu. To stan przejściowy i my zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Ale jeśli wznieśliśmy się na bardzo wysoki poziom, pozostawiając pokaźny dorobek, to jest to zasługa Arrigo. We włoskiej piłce istnieje era przed i po Sacchim, czy to się komuś podoba czy nie. Tamten Milan może zgubił co nieco po drodze, ale zapoczątkował cykl, który trwał prawie dwadzieścia lat.
Jak zmienili się piłkarze?
- Przed meczami w szatni panowała święta cisza. Teraz wszędzie brzmi muzyka na cały regulator. Nie jestem człowiek, który twierdzi, że za moich czasów było lepiej. Było po prostu inaczej. Piłkarze się dostosowują, tak jak każda inna profesja. Na przykład media społecznościowe sprawiły, że w czasie zgrupowania wewnątrz zespołu nie ma już tyle dialogu. Instagram i cała reszta zabiły wewnętrzne piękno zgrupowania - rozmowy, zawiązywanie i pogłębianie przyjaźni. Ja należę do innego pokolenia.
Covid zrewolucjonizuje piłkę nożną?
- Często źle się mówi o dzisiejszych piłkarzach, a tymczasem naprawdę świetnie się spisali, utrzymując wysoki poziom gry bez udziału publiczności. Rok w takich warunkach nie tylko zabijał sam produkt jakim jest mecz piłkarski, ale także dusze piłkarzy. Ja nie dałbym rady - mówię szczerze. Kiedy wychodziłem na San Siro i było przykładowo tylko 20 tysięcy kibiców na meczach Pucharu Włoch, czułem się przygaszony. Świat piłki nożnej nie powinien czuć, że potrafi się wznieść ponad wszystko, choć jesteśmy przekonani, że żyjemy w bańce. Nie może się łudzić, że jest w stanie obyć się bez ścisłego kontaktu z widzem - na stadionie, nie w telewizji.
Czy kiedykolwiek powtórzy się wewnątrz włoski finał europejski jak Milan - Juventus w 2003 roku w Manchesterze?
- Myśl o powrocie do dominacji z początku wieku w tej chwili jest irracjonalna. Właścicieli w stylu Berlusconiego czy Morattiego już nie będzie. Tak mówią finanse, tak wygląda teraz świat. Tymczasem inni - angielska Premier League, ale także Bundesliga dzięki mundialowi z 2006 roku - dobrze się zorganizowali i nas przegonili.
W jaki sposób?
- To proste - odnowili swoje stadiony. To sposób na generowanie zysków i stawanie się bardziej konkurencyjnym. Gdybyśmy się wcześniej za to zabrali, pozostalibyśmy konkurencyjni, jak pokazuje przykład Juventusu. Ale do tej pory to się nie wydarzyło, bo przeważyły czyjeś partykularne interesy. Kiedy jest mowa o Lega Calcio, przydałoby się minimum wspólnej wizji, najlepiej długoterminowej. Inwestycja w infrastrukturę to jedyne możliwe wyjście, jeśli chcemy wrócić do wielkich osiągnięć na arenie europejskiej. W przeciwnym razie można sobie dalej marzyć, że zjawi się książę z bajki.
Jak widzi siebie Paolo Maldini za dziesięć lat?
- Z siwymi włosami i - mam nadzieję - szczęśliwy. Jeśli chodzi o moją pracę, to albo będę ją wykonywał w Milanie, albo wcale. Być może za granicą, ale musiałbym się poważnie zastanowić. Cieszę się, że otrzymałem tę szansę, bo wiem, że gdybym nie podjął się tego zadania, to żałowałbym zawsze, że nie spróbowałem. Z tego również powodu przyszłość nie jest mi straszna.
Przecież żeby z powrotem, być w czołówce musimy systematycznie wychodzić z grypy LM. Jeśli zawodnicy na nowym stadionie będą grać podobną piłkę jak przed laty lub nawet teraz kiedy wyjście z grupy było problematyczne to co nam da nowy stadion?
Pomijam oczywiście kwestie dotycząca wpływów za zwiedzanie i początkową euforie dotyczącą chęci oglądania spotkań na nowym obiekcie.
Wydaję mi się że nie ma znaczenia czy stadion będzie taki czy owaki. Może być nawet z desek bo w tym przypadku nie deski grają rolę tylko piłkarze oraz zarządzanie finansami które czynią daleko idące ambicje. Poza tym stadion nie powstanie za darmo bo ktoś na ten obiekt musi wyłożyć pieniądze. Oczywiście nie myślę pod tym kątem aby nic nie zmieniać ale interesuje mnie sam interpretacja zdania że nowy stadion jest koniecznością aby powrócić do rywalizacji na najwyższym stadionie.
'Nie jestem człowiek, który twierdzi, że za moich czasów było lepiej. Było po prostu inaczej."
Andrea Pirlo podczas kolacji z Buffonem w All or Nothing dyskutowali też o tym. Pirlo stwierdził, że od nowego sezonu zakaże piłkarzom używania telefonów w szatni przed meczami.
Pioli zrezygnował ze zgrupowań, a na te telefony wysyła materiały.
Levels.
Paolo jest przykładem jak się człowiek w nowym środowisku może odnaleźć i nie stracić swoich wartości czy swoich zasad czy swojego "czegoś".
Szacunek dla tego człowieka jest taki nie dla tego, że był genialnym zawodnikiem ale dlatego że jest genialnym Człowiekiem.
Czasy inne, nie lepsze, gorsze, tylko inne. Ludzie ci sami, tylko nowe narzędzia.
- Wiele razy mi to proponowano. Ale autobiografie mają sensy tylko wtedy, kiedy człowiek opowiada naprawdę wszystko." -dokładnie, on jeszcze ma wiele do zrobienia z Milanem, wystarczy że wygra te same trofea z zespołem jako piłkarz i dyrektor i nie będzie miał do niego pojazdu nikt. Wyrafinowana i nietuzinkowa osobowość, człowiek zasad pełen elegancji a przy tym o ogromnej klasie.
Zawsze będę uważał się za szczęściarza, że przyszło mi kibicować Milanowi gdy oni wszyscy w nim występowali. Całe wieki będę mógł też na starość opowiadać o pozostałych piłkarzach, tych Milanu i tych rywali.
Ma ktoś jakiś kontakt z MilanWear? Wpłaciłem kasę, a nie mam towaru. Milczą zarówno na stronie jak i mailowo.
ba_acm
Tutaj na stronie przez wiadomość bezpośrednio do użytkownika MilanWear.
16 grudnia przelałem pieniądze za kolejną wysyłkę i ich o tym powiadomiłem. 31ego napisałem maila, że nadal nie otrzymałem przesyłki i nadal cisza.
Ten konflikt już trwał sporo przed Stambułem. W 99' Maldini nie chciał z ultrasami świętować Scudetto po meczu z Perugią i też było ostro. Paolo po prostu doskonale wiedział, co to za ludzie i zwyczajnie nie miał nigdy zamiaru się z nimi za bardzo spoufalać.