MILAN – BOLOGNA 0:1
Rossoneri bez Pucharu Włoch...
Junior Messias, który latem opuścił Milan na rzecz Genoi, w wywiadzie dla dziennika La Repubblica wspominał swoje dwa sezony spędzone na San Siro.
- Najważniejszy gol? Na Metropolitano, stadionie, który jest klejnotem. Jeśli byśmy nie wygrali, odpadalibyśmy: wszedłem na boisko w 78. minucie, strzeliłem głową przed końcem. Po dośrodkowaniu znalazłem się we właściwym miejscu. Zapamiętam tego gola na całe moje życie i kibice AC Milan też go nie zapomną. Po zakończeniu meczu płakałem: od Uispa do decydującego gola w Lidze Mistrzów, marzenie! Ibrahimović przyszedł mnie przytulić: „Nie płacz, bo też będę płakać”. Ale nie mówię, że Ibra się wzruszył, bo inaczej mnie zabije… Kto go nie zna, nie jest w stanie sobie wyobrazić, jaką to niezwykłą postacią. Wielki człowiek, niesamowicie sympatyczny.
- Jeszcze dwa, trzy lata i potem kończę. Piłka nożna jest męcząca, dwa lata w Milanie nie były łatwe. Na początku było mi bardzo trudno. Byli też niektórzy kibice, którzy mi grozili: biada ci, jeśli przyjdziesz do Milanu. Są przyzwyczajeni do zawodników z lepszą przeszłością, przybyłem z Crotone i jeszcze kilka lat wcześniej grałem w Eccellenzie (rozgrywki Serie D). Jednak z satysfakcją mogę powiedzieć, że ostatecznie docenili moją pracę.
Nie jestem pewien czy to można nazwać jeszcze miłością.
Bardziej można to porównać do kiboli. Niby kochają swój klub, ale patrzą tylko wszczynać bójki, rozruby a samemu klubowi bardziej szkodzą (kary dla klubu za wybryki kibiców) niż wspierają.
Sytuacja z piłkarzem jest podobna. Zamiast chłopa wesprzeć bo jest (teraz już był) jednym z nas, to lepiej pogrozić
Wiadomo, nie wszyscy są tacy ale moim zdaniem tego typu zachowanie zbyt wiele wspólnego z miłością do klubu po prostu nie ma.
znakomity komentarz... taki dziecinny