Real Madryt i AC Milan: jeszcze dwie dekady temu europejscy hegemoni, dwie drużyny walczące jak równy z równym na europejskiej arenie, bezapelacyjni pretendenci do mistrzostw w swoich krajach. W całej historii meczów bezpośrednich jedni i drudzy wygrywali po sześć razy, co tylko podkreśla, jak blisko siebie poziomem piłkarskim przez dekady były te dwie drużyny. Z pewnością w 2006 roku fani jednego i drugiego klubu, z resztą, jak i ci na całym świecie, czekaliby na takie starcie bardziej niż na jakiekolwiek inne wydarzenie w świecie futbolu. Intergalaktyczny pojedynek gwiazdorskich zespołów, prowadzonych przez wielkich managerów... czegóż chcieć więcej? Niestety dziś sytuacja wygląda zgoła odmiennie. Choć Real Madryt nieprzerwanie zachował status europejskiego hegemona, Milan znalazł się na równi pochyłej, a jego forma względem lat świetności zdecydowanie podupadła. Przed Królewskimi aktualnie znajduje się łakomy kąsek, który biorąc pod uwagę swoje ostatnie mecze, czeka tylko na pożarcie.
Milan zabłądził i widać to gołym okiem. Spirala chaosu się powiększa, przez co trudno aktualnie zrozumieć jaką ścieżką chce podążać zespół z Mediolanu. Po głośnych, letnich transferach przychodzących do defensywy, na nagłówkach nie ma Strahinji Pavlovicia czy Emersona Royala, lecz oczy wszystkich sympatyków Rossonerich są skierowane w stronę Matteo Gabbii, wyczekując jego powrotu. Jeszcze parę lat temu taka sytuacja zakrawałaby na śmieszność, a tymczasem dziś niepozorny Włoch zdaje się najpewniejszym graczem linii defensywnej. Niemal każda z legend Milanu, a także wielu ekspertów zauważa, że w klubie brakuje lidera. Mający nim być Rafael Leão nie wkupuje się w łaski swojego nowego trenera, który bardziej widzi go na ławce rezerwowych, niż na boisku. Drużyna Fonseki pozostaje daleka od pierwotnych założeń taktycznych, niepewnie pokonując w meczu przyjaźni Monzę, czy wcześniej Udinese. Rossoneri stąpają po cienkim lodzie na początku sezonu i pozostaje pytanie, kiedy tafla lodu wreszcie pęknie, przynosząc otrzeźwienie aktualnej siódmej drużynie w Serie A. Ich sytuacja nie jest także ciekawa w samej Lidze Mistrzów, gdzie wygrali tylko jedno spotkanie - przeciwko Club Brugge. Fonseca jednak poniekąd słusznie usprawiedliwił tak niską lokatę Milanu w tych rozgrywkach, ze względu na dobór piekielnie silnych rywali na wczesnym etapie formowania się nowej kadry Milanu. Wyniki mówią jednak same za siebie: zespół Portugalczyka rozczarowuje.
Real znajduje się w o niebo lepszej sytuacji od swoich wtorkowych rywali, ale i tak nie może być w pełni usatysfakcjonowany. W Hiszpanii pojawił się nowy szeryf, który rozstrzeliwuje kolejnych oponentów w La Lidze. Barcelona Flicka nie tak dawno upokorzyła Real na ich własnym stadionie, pokazując dobitnie na przykładzie Mbappé, że "skilla nie kupisz". Przyjście Kyliana na Santiago Bernabéu odkurzyło historię "Galácticos", która drugi raz udowadnia, prawie dwadzieścia lat później, że bajońskie sumy przeznaczane na gwiazdy nie zawsze muszą być gwarantem sukcesu. Real jako wicelider La Ligi traci do Barcelony aż 9 punktów, a ponadto zajmuje 12. miejsce w Lidze Mistrzów z dwoma zwycięstwami po trzech meczach. Nie są to złe wyniki, ale od niekwestionowanego triumfatora w każdych rozgrywkach sezon temu, kibice mają prawo oczekiwać więcej. Szczególnie z tak gwiazdorską obsadą, która zdaniem mediów, coraz bardziej wymyka się Ancelottiemu spod kontroli. Chodzą słuchy, że piłkarze buntują się przeciwko pomysłom Włocha i niewykluczone, że jego czas na Santiago Bernabéu dobiegnie końca po obecnych rozgrywkach. Te wszystkie małe problemy, mniej lub bardziej Real dotykają, ale raczej pozostają niewspółmierne do tragikomizmu w obozie Milanu.
Złośliwi powiedzą, że Milan ma przed sobą proste zadanie w tym meczu: aby pokonać Real wystarczy opanować do perfekcji łapanie na spalonym Kyliana Mbappé. Prawda jest jednak taka, że plan na ten mecz, w wykonaniu Paulo Fonseki jest zupełnie nieprzewidywalny. Milan w każdym spotkaniu pokazuje, jak daleki jest od swoich pierwotnych założeń taktycznych i jak bardzo zależny jest od indywidualnych przebłysków uzdolnionych graczy. Najpewniejszymi punktami drużyny wydają się Morata, Reijnders, Maignan i oczywiście Pulisic, jednak dyspozycja reszty pozostaje zagadką. W szczególności, gdy mówimy tu o Rafaelu Leão – do niedawna ikonie zespołu, która w meczu z Monzą nawet nie kryła się z tym, że ponownie zmieniła się w rozkapryszonego dzieciaka. Jeśli potwierdzą się doniesienia La Gazzetta dello Sport, Paulo Fonseca zajdzie jeszcze dalej, gdy mowa o kontrowersyjnych decyzjach kadrowych, bowiem wprowadzi do pierwszego składu Yunusa Musaha. Etatowego rezerwowego gotowego bardziej dociskać pedał gazu w końcówce meczu, niż przewodzić środkowi pola Milanu i to jeszcze w tak prestiżowym meczu na kolosalnym obiekcie sportowym. Na dodatek, według Luki Bianchina, Fonseca ma zamiar odejść od standardowego 4-3-3 lub 4-2-3-1 i zdecydować się na niecodzienne ustawienie 3-4-3. Co z tego wyjdzie? Nie wiadomo, ale bezapelacyjnie we wtorek Milan wcieli się w rolę Dawida, który postara się zaskoczyć Goliata.
Mecz ten to jednak świetna okazja, by wrócić wspomnieniami do lat równorzędnej świetności obu klubów i przypomnieć sobie jak wiele je łączy. Przyjacielskie stosunki między nimi to żadna tajemnica. Obu klubom przewodzili wybitni trenerzy tacy jak Fabio Capello oraz Carlo Ancelotti. To właśnie Realowi, Milaniści mogą zawdzięczać transfer Theo Hernándeza, który we wczesnych latach gry dla Rossonerich był, bądź nadal jest, bożyszczem dla sporej rzeszy fanów. Dawniej świetny czas w Milanie po odejściu z Realu przeżywał także Robinho. Z kolei Los Blancos mogą być wdzięczni mediolańczykom za oszlifowanie Brahima Díaza, który niemal od razu po powrocie na stare śmieci stał się nieodłączną częścią wielkich sukcesów Realu. Oczywiście pomiędzy klubami zdarzały się także niedźwiedzie przysługi, jak choćby w przypadku przenosin Ricardo Kaki do stolicy Hiszpanii, ale w gruncie rzeczy interesy obu organizacji często przeżywały dobre chwile. Pomimo tego, że zamiany białych strojów na czerwono-czarne nie posłużyły takim graczom Królewskich jak Gonzalo Higuaín, Huntelaar, Michael Essien, a nawet... Ronaldo Nazário! Sam fakt wymian tych renomowanych piłkarzy między klubami pokazuje jednak poziom wzajemnej sympatii obu drużyn, a z samych nazwisk grających dla Realu i Milanu, każdy z nas mógłby stworzyć swoje historyczne top 10 najlepszych piłkarzy.
Mecz 4. kolejki fazy ligowej pomiędzy Realem Madryt a Milanem rozpocznie się we wtorek, 5 listopada o godzinie 21:00 na Estadio Santiago Bernabéu. Sędzią głównym tego spotkania będzie Slavko Vinčić ze Słowenii.
PRZEWIDYWANE SKŁADY:
AC MILAN (4-2-3-1): Maignan; Emerson Royal, Thiaw, Tomori, T. Hernández; Fofana, Reijnders; Musah, Pulisic, Leão; Morata.
REAL MADRYT (4-3-3): Łunin; Lucas Vázquez, Militão, Rudiger, Mendy; Valverde, Tchouaméni, Bellingham; Rodrygo, Mbappé, Vinicius.
Zero oczekiwań. Urwiemy rywalom punkty - super, przegramy - nikt nie będzie zaskoczony. Byle nie było jakiegoś historycznego wpie**** typu 5:0. Co by się dzisiaj nie stało, to i tak przetrzymają Fonsekę przynajmniej do soboty, więc pewnie po meczu na Sardynii będzie wiadomo więcej w kontekście przyszłości.
Ten styl zapisze się w historii na wieki
Dominacja obecna, zazwyczaj przez przeciwnika
Taka to Fonseki taktyka
Z Monzą Emerson wypoczął
Co stoi na przeszkodzie, by dziś Real napoczął?
Musah w pierwszym, Loftus z ławki
Milan wygra - niedowiarki!
1:1