Wygrana na koniec sezonu.
AC MILAN – AC MONZA 2:0
Wielu kibiców Milanu zadaje sobie pytanie: czy naprawdę wystarczy półtora miesiąca słabszej formy, by przekreślić napastnika, który jeszcze niedawno strzelał gole Bayernowi Monachium w Lidze Mistrzów? Santiago Gimenez, który przyszedł do Milanu z Feyenoordu, przez chwilę wyglądał jak cień samego siebie. Meksykanin, mimo że nie zdobył bramki przez prawie dwa miesiące, pokazał, że ma cechy, których brakowało od dłuższego czasu i które, jeśli zostaną odpowiednio wykorzystane, mogą zrobić różnicę.
Włoski futbol, jak cała włoska rzeczywistość, żyje chwilą. Luka Jović w ostatnim miesiącu był objawieniem, ale z Genoą zniknął – ot, zwyczajnie nie pasował do meczu, nie mógł rozwinąć skrzydeł przeciwko agresywnemu, wysoko grającemu przeciwnikowi. A Santiago Gimenez? Wszedł na boisko w 70. minucie i zrobił różnicę. Dodał głębi w grze, dał sygnał, że jest gotowy. Wykorzystał przestrzeń za linią obrony, ruszał w tempo, brał na swoje barki odpowiedzialność. To z jego ruchu bez piłki i idealnego zgrania z João Félixem padł gol dający remis (strzelcem był Rafael Leão).
W pomeczowym wywiadzie dla DAZN napastnik nie krył satysfakcji: "Czuję się bardzo dobrze. Znam swoje mocne strony i staram się dzięki nim pomóc zespołowi. Czuję się dobrze, kiedy mogę atakować w głąb pola karnego. Kondycja? Fizycznie czuję się bardzo dobrze, trenuję na maksimum, aby to pokazać w trakcie meczu. Wierzę bardzo w to, że praca na treningu przekłada się mocno na grę w meczu". Jak przyznał trener Sérgio Conceição – był jednym z pierwszych na treningach, nawet w trudnych momentach.
Kiedy przyszedł zimą z lekkim urazem przywodziciela, było wiadomo, że potrzebuje czasu. Teraz wreszcie go dostał – i wreszcie go wykorzystuje. Gol i asysta w dwóch ostatnich meczach są tego dowodem. Ale to dopiero początek. Bo El Bebote widzi w kalendarzu datę 14 maja, tj. finał Pucharu Włoch. Mecz, który może wszystko zmienić. Gimenez ciężko pracuje, aby być na niego gotowym.