245. DERBY DELLA MADONNINA DLA MILANU!
Najwięksi pesymiści wyobrażają już sobie scenariusz w stylu Origiego: miliony wyrzucone w błoto, marne występy, skazanie na zapomnienie. Ale bez przesady: istnieje kilka dobrych powodów, dla których przyszłość Christopher Nkunku w barwach Rossonerich będzie inna niż ta Divocka (w jego przypadku w najbliższych tygodniach powinno się wreszcie dojść do finału). Także dlatego, że punkt wyjścia jest zupełnie inny. Belg jest na liście płac RedBird z bogatym kontraktem, ale przyszedł za darmo. Francuz natomiast, oprócz tego że zarabia więcej niż Origi (ok. 5 mln netto za sezon), kosztował latem 37 milionów plus bonusy. Największy letni wydatek mediolańskiego klubu. Podsumowując: prawdziwie autentyczny transfer. Dlatego z biegiem czasu jego nieobecność w pozytywnych wydarzeniach Milanu staje się coraz bardziej zauważalna – podsumowuje La Gazzetta dello Sport.
W Milanello, poza nielicznymi wyjątkami, wszyscy się pokazują z dobrej strony. Sezon toczy się pozytywnym torem, co powinno stawiać każdego w sytuacji umożliwiającej czerpanie korzyści: jeśli drużyna funkcjonuje i generalnie robi wszystko dobrze, zwykle ciągnie za sobą także tych, którzy są trochę z tyłu. Nie dotyczy to Christo, który jednak wciąż ma problemy. W przenośni i, jak widać, także dosłownie. Francuz, choć nie jest nominalnym środkowym napastnikiem, został sprowadzony jako alter ego Gimeneza, bo i tak jest bardziej przyzwyczajony niż Leão do zajmowania centralnych stref ataku. Ale tu nie chodzi o pozycję, tylko o wytrzymałość. "Nie spodziewałem się więcej, oczekuję natomiast, że w przyszłości pokaże maksimum swoich możliwości. Przyszedł z innej ligi, potrzebował treningu" – powiedział Allegri w czwartek, na 48 godzin przed starciem z Lazio. Innymi słowy, słowa niespecjalnie entuzjastyczne. W oczy szczególnie rzuca się część dotycząca "potrzeby treningu". Tak, rzuca się w oczy, bo za kilka godzin będzie grudzień, a trener mówi o zawodniku, który po trzech miesiącach wciąż nie jest w formie.
Alibi? Oczywiście, że jest. Nkunku wylądował w Milanello pod koniec sierpnia, gdy sezon był już rozpoczęty. Przyszedł w ostatniej chwili. Brał także udział w Klubowych Mistrzostwach Świata z Chelsea, pozostając w grze aż do finału (wygranego z PSG) 13 lipca, podczas gdy Milan trenował już od kilku dni. Drugim alibi jest lato spędzone w bardzo burzliwej atmosferze w Chelsea, mimo sukcesu w USA. Christopher nie wchodził w plany Mareski, został wystawiony na sprzedaż i musiał trenować osobno, bez możliwości rozgrywania choćby sparingów. To przede wszystkim stąd bierze się jego fizyczne opóźnienie. W praktyce przyszedł zawodnik pozbawiony letniego przygotowania. I do tego momentu wszystko się zgadza. Problem w tym, że kalendarz tyka, a jego zdolność do wpływania na grę nie ulega widocznej poprawie. Prawdopodobnie, a właściwie na pewno, znaczenie ma również aspekt psychologiczny. Christo w głębi serca przychodził do Rossonerich jako ktoś widzący siebie w roli podstawowego zawodnika, a nie rezerwowego. Być może to także tłumaczy brak agresji w ostatnich momentach, kiedy Allegri próbował go wprowadzać.
Jego statystyki w tym sezonie to obecnie 9 występów, z czego tylko 3 w wyjściowym składzie, łącznie 325 minut na boisku. Gole: jeden, w Pucharze Włoch przeciwko Lecce. I to jaki gol – akrobacja, która porwała San Siro i rozbudziła nadzieje co do wkładu, jaki Francuz mógłby zaoferować. Drugą poszlaką była również bramka w reprezentacji. Potem jednak poszlaki się rozwiały i Christo znów znalazł się za kulisami. To poważny problem, bo w kontekście krótkiej ławki Rossonerich alternatywy powinny być niezawodne, a nie stanowić znak zapytania. W sobotni wieczór, przeciwko Lazio, Nkunku powalczy o miejsce w pierwszym składzie z Loftusem-Cheekiem. Ale jedno jest pewne: czerwony balonik jest zawsze gotowy, by go wyciągnąć z getrów.
Chciałbym zobaczyć jak Nkunku
radzi sobie na skrzydle a najlepiej ustawienie 3-4-3 ale to chyba na razie mało realne.
Jak na razie 38 mln za jeden nadmuchany balon, marność.
Możesz być jak Gimenez, który nie strzela goli, ale biega jak powalony i chociaż masz uczucie, że mu zależy.
Jak wchodzi Nkunku, to tak jakby nam jedenasty zawodnik wyparował.